Słowacja leży tuż obok Polski, a często jest niedoceniana i pomijana w wyjazdach. Niewielu wie, że potrafi zachwycić zarówno widokami, jak i kuchnią.
W niedzielę, 17 marca w miejscowości na skraju Tatr mieszkańcy zaobserwowali biegnącego po ulicach niedźwiedzia. W wyniku ataku pięć osób zostało rannych, w tym 10-letnia dziewczynka. Zwierzęcia do tej pory nie udało się namierzyć, więc lokalne władze postanowiły podjąć radykalne kroki.W słowackim mieście wprowadzono stan nadzwyczajny. Tereny są stale monitorowane. Nad bezpieczeństwem mieszkańców czuwają patrole ze sprzętem oraz bronią. Władze apelują, by powstrzymywali się od samotnego wychodzenia z domu.
Tragiczne wydarzenia w Tatrach Niżnych. Wędrujący turyści nieświadomie weszli na teren niedźwiedzia. Zwierzę goniło dwie osoby. Jednej nie udało się przeżyć. Na miejscu pojawiły się służby, które odnalazły zwłoki kobiety. - Na razie na miejscu prowadzone są czynności, w związku z czym nie można udzielić bliższych informacji - przekazała w rozmowie z portalem Żilinak rzeczniczka żylińskiej policji Zuzanna Sefcíkova.
Do tragedii doszło w najpopularniejszym ośrodku narciarskim na Słowacji. W wyniku wypadku na stoku zginął 10-latek z Polski. Inna poszkodowana narciarka z urazem kręgosłupa trafiła do szpitala.Według służb, 10-latek na stoku narciarskim jeździł wraz z rodzicami.
Tuż obok naszej granicy znajduje się region, który idealnie sprawdzi się zarówno na szybki wypad na weekend, jak i na tygodniowy urlop. To miejsce jest pełne przyrody i… tajemnic. Znajdują się tam pasma górskie takie jak Mała Fatra, Góry Choczańskie czy Tatry Zachodnie - Rohacze, idealne dla pieszych wędrówek i jazdy na rowerze. Zimą nie brakuje tu miłośników nart i białego szaleństwa. Tym, którym wydaje się, że wiedzą niemal wszystko o naszych południowych sąsiadach, proponujemy przygodę na Orawie. Gotowi? Oto, najlepsze miejsca, dla których warto zaplanować wyjazd na Słowację.
Zimowy sezon w Tatrach trwa w najlepsze. Nic dziwnego, że turyści chętnie wybierają się w góry, by próbować swoich sił w sportach zimowych. Ratownicy przypominają jednak o zasadach bezpieczeństwa. 31 stycznia w środę pewien Polak zgubił trasę podczas zabawy na snowboardzie.
Tatry Wysokie, słynące ze swojej nieprzemijającej przyrodniczej urody i bogatej kultury górskiej, oferują znacznie więcej niż tylko malownicze krajobrazy. Na uwagę zasługuję również miejscowa kuchnia, z jej serowymi specjałami i sycącymi daniami, która stanowią istotny element lokalnej tożsamości. Z drugiej strony szeroka oferta noclegowa, od tradycyjnych schronisk po luksusowe hotele, zaspokoi potrzeby każdego podróżnika.
Jeśli myślicie, że aby szusować na nartach w otoczeniu tatrzańskich szczytów trzeba koniecznie udać się na Kasprowy Wierch, to jesteście w błędzie. Wspaniałe widoki, szerokie stoki i trasy od poziomu początkującego narciarza, aż do skiturowego wyjadacza znajdzie w ośrodku tuż za granicą Polski. "Jestem tu siódmy raz(..) tym razem z rodziną. Nie zdarzyło się żebyśmy czekali przy bramkach, stok jest super przygotowany, a ceny takie jak wszędzie" - mówi nam na stoku pan Aleksander, turysta z Małopolski.Żeby poczuć się niemal jak na alpejskich stokach i podziwiać niesamowite widoki bez tłumów, wcale nie trzeba ruszać daleko. Sprawdziliśmy, gdzie najlepiej szusować po słowackiej stronie Tatr.
Słowacka Horská záchranná služba zajmująca się m.in. ratownictwem górskim poinformowała o akcji na Wielkim Krywaniu, nieopodal granicy z Polską. Rodzice wraz z 7-letnim dzieckiem zgubili się w górach. Dzięki jednemu gadżetowi ratownikom udało się do nich dotrzeć na czas. Do zdarzenia doszło w niedzielę 14 stycznia.
Do tragedii w górach doszło w godzinach wieczornych w piątek 12 stycznia. Po słowackiej stronie Polak jechał skuterem śnieżnym po stromym zboczu i pojazd najprawdopodobniej w pewnym momencie przewrócił się na mężczyznę. Służby przystąpiły do reanimacji, rannego nie dało się jednak uratować.
Bardzo łatwo można pomylić odwagę z głupotą. Przekonała się o tym para Polskich turystów, która w poniedziałek, mimo bardzo złych warunków zdecydowała się za wszelką cenę ukończyć zaplanowaną tego dnia trasę. Tragiczna sytuacja skończyła się wezwaniem helikoptera. “Gratuluję i mocno wierzę, że rachunek za helikopter ładnie wyślą im do domu” - tak sprawę komentują turyści ze Słowacji.
Mimo apeli ratowników i miejscowych, turysta z Polski postanowił podczas Świąt przejść szlak wiodący granią Tatr Niżnych. Tego dnia warunki były bardzo ciężkie. Samotnie wędrujący Polak był wyczerpany. Wieczorem ukrył się za skałą przy szlaku i poprosił o pomoc…“Pod żadnym pozorem nie planuj wędrówki granią w okresie Bożego Narodzenia” - grzmiały ostrzeżenia. W wyższych partiach Tatr ogłoszono drugi stopień zagrożenia lawinowego i ostrzeżenie przed silnym, porywistym wiatrem.
Zima uderzyła w tym roku wyjątkowo wcześnie. W szczególny sposób odczuli to mieszkańcy polskich i słowackich Tatr. To właśnie tam powstało nagranie, które przyprawia o gęsią skórkę, ale i łzy rozbawienia.W ostatnich dniach w większości regionów w Polsce mamy do czynienia z odwilżą. Ta jednak nie dała się jeszcze we znaki w Tatrach. Z powodu ogromnych ilości śniegu w okolicach schronisk konieczne było odśnieżanie. W jednym miejscu zmieniło się ono w bitwę na gołe klaty.
Zima w Tatrach potrafi być piękna, ale i śmiertelnie niebezpieczna. Tylko dzięki błyskawicznej reakcji ratowników udało się uniknąć tragicznego zdarzenia w Tatrach Zachodnich.W środę 13 grudnia słowaccy ratownicy odebrali telefon od zaniepokojonej żony. Kobieta poinformowała, że jej 76-letni mąż wyszedł w sobotę w góry, aby zdobyć Baraniec, trzeci najwyższy szczyt Tatr Zachodnich. Kontakt z nim nagle się urwał.
Jeszcze w listopadzie do użytku publicznego zostanie oddanych 225 ton lodu. Inspiracją do budowy kopuły były różne światowe budowle, jednak w tym roku Tatrzańska Kopuła Lodowa poświęcona jest wizycie królowej Elżbiety II.Polacy byli częścią tego niesamowitego projektu.
Polskie lasy potrafią skrywać wiele. Tym razem policjanci trafili na 17-osobową grupę. Żaden wędrowiec nie mówił po polsku. Funkcjonariusze natychmiast zawiadomili Straż Graniczną. Mimo kontroli na granicy, w Polsce wciąż pojawiają się nielegalni imigranci.
To był dosłownie moment. Podczas patrolu policji po czeskiej stronie granicy ze Słowacją pies rzucił się na niewinną dziewczynkę i dotkliwie ją pogryzł. Dziecko ma okaleczoną twarz. Dziewczynka podróżowała ze swoimi rodzicami. Żadne z nich nie stawiało oporu wobec służb.Rzecznicy policji wyjaśniali w sieci, że pies “nieoczekiwanie zareagował na nagły bodziec zewnętrzny”.
W Tatrach od kilku dni szaleje halny. Z tego powodu TPN wydał ostrzeżenia przed wychodzeniem na szlaki. W wielu miejscach na trasy spadły powalone drzewa, a także gałęzie. Ofiarą wiatru padła również najsłynniejsza toaleta w Tatrach.Każdy, kto zna Tatry, wie, że w Chacie pod Rysami nie ma toalety. A przynajmniej nie znajduje się ona w budynku schroniska. Zamiast tego turyści musieli udać się na krótki spacer do "wychodka", z którego rozpościerała się cudowna panorama Tatr. Niestety okazja do dłuższego posiedzenia z tym widokiem już się nie nadarzy.
Poranne dojazdy do pracy to codzienność wielu osób. W tym gronie znajdował się również zakopiański funkcjonariusz Straży Granicznej. Nie spodziewał się, że pierwszej interwencji dokona jeszcze przed dotarciem na miejsce pracy.Od początku października na przejściach granicznych łączących Polskę i Słowację odbywają się wyrywkowe kontrole. Ich celem jest zatrzymanie nielegalnych imigrantów. Jednak jak pokazały ostatnie dni, ci i tak dostają się do naszego kraju.
Wędrówki po Tatrach to idealny sposób na spędzenie jesieni. Jednak turystów, którzy w niedzielę 15 października w godzinach porannych odwiedzili Dolinę Chochołowską, czekał nietypowy widok.Pogoda w górach z każdym dniem coraz bardziej przypomina tę zimową. W nocy z 14 na 15 października temperatura w Dolinie Chochołowskiej spadła poniżej 0 st. C. W takich warunkach na zewnątrz przebywało dziewięcioro dzieci, a także pięciu dorosłych.
W nocy z 14 na 15 października słowaccy ratownicy mieli ręce pełne roboty. Pięciu Polaków utknęło pod najwyższym szczytem Tatr, Gerlachem. Ratownicy dwukrotnie im pomagali.Polacy utknęli na tzw. drodze Martina.
W poniedziałek 9 października na terenie Słowacji doszło do trzęsienia ziemi, które było odczuwalne i w Polsce. Jak informują służby, wstrząs miał siłę ok. 5 w skali Richtera.Do zdarzenia doszło w poniedziałek wieczorem.
To już tydzień odkąd w regionie Lodowego Szczytu zaginął 50-letni Grzegorz. Przez kilka dni poszukiwania w Tatrach były intensywne. Jednak teraz słowaccy ratownicy postanowili zmienić taktykę.Kontakt z Grzegorzem jako ostatni mieli ratownicy. W sobotę 23 września mężczyzna poinformował ich, że podczas schodzenia z Lodowego Szczytu doznał poważnej kontuzji nogi, najpewniej ją złamał. Od tego momentu jego telefon milczy.
Ratownicy po słowackiej stronie Tatr otrzymali w piątek po południu pilne wezwanie. Przypadkowy świadek zauważył upadek turysty z wysokości 50 metrów tuż pod szczytem Wysokiej. Kiedy ratownicy dotarli na miejsce, do centrali zgłosił towarzysz Polaka, który nie był w stanie zejść samodzielnie…Niestety, ratownicy HZS nie mogli pomóc jednemu z polskich turystów. 38-latek zmarł.
Od soboty 23 września w Tatrach trwa walka z czasem, aby dotrzeć do potrzebującego pomocy polskiego turysty. Grzegorz podczas zejścia z Lodowego Szczytu złamał nogę. Chwilę po wezwaniu pomocy zaginął.Już kolejny dzień trwa ogromna akcja w regionie Lodowego Szczytu po słowackiej stronie Tatr. Dziesiątki ratowników, helikopter i psy tropiące przeczesują kolejne tereny. Do akcji wkroczyło również TOPR.
Już od czterech dni trwają poszukiwania 50-letniego Grzegorza, który w sobotę 23 września ruszył samotnie w Tatry. Akcja poszukiwawcza przybiera na sile, jednak po Polaku zaginął wszelki ślad.Wtorek 26 września był kolejnym dniem poszukiwań 50-letniego Grzegorza. Od godzin porannych słowaccy ratownicy przeczesywali kolejne partie Tatr, mając nadzieję na odnalezienie naszego rodaka.
Od sobotniego wieczoru trwają poszukiwania 50-letniego Grzegorza. Mężczyzna ruszył samotnie zdobyć Lodowy Szczyt po słowackiej stronie Tatr. Wiadomo jednak, że podczas zejścia doznał poważnej kontuzji.W sobotę ok. godzony 21 z ratownikami TOPR skontaktował się polski turysta. Mężczyzna poinformował, że podczas zejścia z Lodowego Szczytu doznał kontuzji i nie jest w stanie samotnie kontynuować wędrówki. Niestety Grzegorz nie mógł podać swojej dokładnej lokalizacji, co utrudnia pracę ratowników. Od sobotniego wieczoru nikt nie ma z nim kontaktu.
Wrzesień bardzo długo rozpieszczał turystów świetnymi warunkami do uprawy turystyki w Tatrach. Niestety podczas weekendu doszło do załamania aury. W fatalnych warunkach, z niemal zerową widocznością, trwała akcja poszukiwawcza.Ratownicy TOPR i ich koledzy ze słowackiej Horskiej Zachrannej Służby od soboty szukają 50-letniego Polaka. Mężczyzna miał doznać poważnej kontuzji podczas schodzenia ze słowackiego Lodowego Szczytu. Jednak jak na razie nie udało się go odnaleźć.
We wtorek 13 września w godzinach porannych doszło do tragicznego wypadku w północno-zachodniej Słowacji. Dwoje 35-letnich rodziców i 4-letnie dziecko zginęli na miejscu. Policja bada przyczyny i okoliczności tragedii.