Na Islandii walą się domy. "Czekam tylko, aż obudzę się z tego koszmaru"
Islandia walczy z czasem i czeka na jedną z największych erupcji ostatnich lat. Ziemia w ewakuowanym miasteczku Grindavik dosłownie się rozstąpiła. Z powietrza widać, że miejscami powstały ogromne dziury w ziemi. Wszystko przez biegnący tamtędy kanał magmowy.
Mieszkańcy Grindavik zgodnie przyznają, że ich rodzinne miasto przypomina obecnie plan filmu katastroficznego. Aby zabrać cały swój dobytek, mieli zaledwie 10 minut. Innym nie pozwolono nawet na tyle. W sieci pojawia się coraz więcej relacji przerażonych mieszkańców.
2 tys. trzęsień ziemi. Islandia przygotowuje się na wybuch wulkanu
W piątek 17 listopada mija tydzień, odkąd ewakuowano mieszkańców miasta Grindavik. Decyzja zapadła chwilę po tym, jak z ziemi zaczął wydobywać się szkodliwy dla zdrowia dwutlenek siarki. Ludzie opuszczali domy w środku nocy , zostawiając za dobą dorobek całego życia, a także zwierzęta. W ostatnich dniach część mieszkańców mogła wrócić po czworonogi i najpotrzebniejsze rzeczy, jednak wiele osób nie miało do czego wracać.
Jak widać na nagraniach, w mieście dosłownie rozstąpiła się ziemia . Niekiedy grunt zapadł się nawet o metr. W wielu miejscach powstały ogromne pęknięcia, które każdego dnia się powiększają. To, w połączeniu z dwoma tysiącami trzęsień ziemi, do których doszło w ostatnich dniach, sprawiło, że część domów popękała, a inne po prostu się zawaliły. Do niedawna tętniące życiem Grindavik zmieniło się w miasto duchów.
"Czekam tylko, aż obudzę się z tego koszmaru". Mieszkańcy Grindavik są załamani
W czwartek 16 listopada "Independent" opublikowało relacje mieszkańców opuszczonego miasteczka. Wszyscy byli zgodni – to, co dzieje się w Grindavik przypomina sceny z filmu katastroficznego. – Wszystko wydaje się takie nierealne, czuję się, jakbym była w filmie katastroficznym. Czekam tylko, aż obudzę się z tego koszmaru – mówiła 46-letnia Andrea Ævarsdóttir.
Kobieta, podobnie jak inni mieszkańcy, miała tylko 10 minut na wejście do swojego domu. Zabrała trzy koty, a także tak wiele ubrań, jak tylko była w stanie spakować. – Bez przerwy płakałam – dodała. Na czas ewakuacji wraz z dwoma synami w wieku 16 i 14 lat zamieszkała w niewielkim mieszkaniu matki. Nie wie, jak dalej będzie wyglądało życie jej i nastolatków.
– Widziałem wiele trzęsień ziemi, ale czegoś takiego nigdy wcześniej nie czułem – przyznał 38-letni Siggeir Ævarsson. – Źródła znajdowały się 2 km od naszego domu. Rzeczy spadały z półek, stałem w kuchni i myślałem, czy w ogóle mogę postawić patelnię na kuchence – dodał.
W rozmowie z dziennikarzami nie ukrywał, że powrót do domu był bardzo dziwny. Wszystko wyglądało tak samo, jak w dniu jego opuszczenia. Jednak jego sąsiedzi nie mieli tyle szczęścia. – Inne domy pękają na pół, mój był w porządku, ale kilka metrów dalej budynki są zrujnowane – przyznał.
Największy buldożer Islandii ma uratować elektrociepłownię
Zaledwie 6 km od Grindavik trwa prawdziwa walka z czasem. Na miejsce ściągany jest najcięższy sprzęt. Wszystko na potrzeby budowy tamy, która ma ocalić znajdującą się tam elektrownię, przed strumieniem lawy. Prace toczą się w ekspresowym tempie, ponieważ jeśli lawa wedrze się do elektrowni, bez prądu i ciepła zostaną tysiące mieszkańców regionu.
Równocześnie naukowcy coraz częściej powtarzają, że erupcja jest już nieunikniona. Dodatkowo spodziewają się, że może być ona podobna do tej sprzed 50 lat, kiedy to wypływająca z wulkanu lawa pochłonęła całe miasto. – Jeśli erupcja nastąpi w mieście lub w jego pobliżu, konsekwencje będą katastrofalne – podkreślił wulkanolog Armann Hoskuldsson.
– To bardzo zła wiadomość. Jednym z najpoważniejszych scenariuszy jest erupcja w samym mieście, podobna do tej w Vestmannaeyjar 50 lat temu. Tym razem byłoby znacznie gorzej – dodał w rozmowie z islandzkim nadawcą radiowo-telewizyjnym RUV.