Naukowcy nie mają wątpliwości ws. wulkanu na Islandii. Setki trzęsień ziemi w 24 godziny
Od blisko tygodnia oczy wielu obserwatorów zwrócone są na Islandię, gdzie budzi się potężny żywioł. Ogromna szczelina będąca kanałem magmowym ciągnie się na kilkanaście kilometrów, a magma czai się tuż pod powierzchnią ziemi.
Na lotnisku w Keflaviku utrzymywany jest pomarańczowy stopień alarmowy. Na chwilę przed erupcją trwa walka z czasem o zabezpieczenie zagrożonej elektrociepłowni. Naukowcy nie mają wątpliwości, że tym razem żywioł może być bardzo niebezpieczny.
Islandia przygotowuje się na wybuch
Specjaliści z zakresu wulkanologii uważnie śledzą wszystkie parametry związane z nadchodzącą erupcją wulkanu na Islandii. Kilka dni temu na powierzchnię ziemi zaczęły wydobywać się szkodliwe opary dwutlenku siarki. Właśnie wtedy podjęto decyzję o ewakuacji blisko 4 tys. mieszkańców Grindaviku.
Miejscowi mogli wrócić do swoich domów tylko na chwilę, aby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i zwierzęta, które musieli porzucić podczas ewakuacji. Mimo iż Islandia znana jest jako kraina ognia i lodu, a w tej okolicy wulkany wybuchały już trzy lata z rzędu, to tym razem wszystko wygląda zupełnie inaczej.
– Jeśli rozmawiasz z Islandczykami, którzy mieszkali tam przez całe życie, mówią, że nigdy nie czuli czegoś takiego – mówił w rozmowie z BBC Serb Pedrag, który w Grindavik mieszka od kilku lat. – To nie będzie kameralny wybuch, jak trzy poprzednie. Tym razem czeka nas coś większego – mówił w rozmowie z Turyści.pl Grzegorz Gawroński, który mieszka zaledwie 20 km na północ od ewakuowanego miasta.
Wybuch wulkanu na Islandii może trwać nawet kilka lat
Sytuacja na Islandii od kilku dni nie ulega większym zmianom. W poniedziałek 13 listopada odnotowano ok. 500 trzęsień ziemi. Z aktualnych szacunków wynika, że magma znajduje się ok. 500 metrów pod powierzchnią ziemi i jest pod bardzo dużym ciśnieniem. Jeszcze w weekend wyliczenia mówiły o rzece ognia kłębiącej się 800 metrów pod ziemią.
Gdzie dojdzie do wybuchu? Tego niestety nie da się oszacować. Aktualnie najbardziej prawdopodobne są dwa scenariusze. Jeden mówi o wybuchu w pobliżu Grindavik. Drugi o eksplozji podwodnej. Zwłaszcza przy rozważaniu tego drugiego scenariusza padają słowa, że może on być bardziej niebezpieczny.
– Jeśli wybuchnie pod powierzchnią morza, może spowodować erupcję podobną do tej, która miała miejsce w 1963 r. i doprowadziła do powstania wyspy Surtsey – mówił w rozmowie ze Sky News dr Michele Paulatto, ekspert ds. procesów wulkanicznych i tektonicznych z Imperial College London. – Ta konkretna erupcja trwała kilka lat, więc jest to prawdopodobne – dodał.
Czujniki siarki w Grindavik i rozmowy o powrocie
W związku z tym, że sytuacja staje się stabilna, w środę 15 listopada mają odbyć się rozmowy, których przedmiotem będzie ewentualny powrót mieszkańców do Grindavik. To jednak będzie zależało od najnowszych pomiarów.
W pobliżu szczeliny naukowcy umieścili specjalne czujniki, które mierzą poziom zawartości dwutlenku siarki w powietrzu. Zainstalowano je podczas weekendu, jednak dostęp do pomiarów jest ograniczony. Są to urządzenia, które wykorzystują światło słoneczne do wykrywania gazu, dlatego można z nich korzystać tylko kilka godzin dziennie.