Na Islandii budzi się potwór. "To nie będzie kameralny wybuch"
Od kilku dni oczy wielu obserwatorów skierowane są na Islandię, gdzie po 800 latach przebudził się kolejny wulkan. Miasteczko Grindavik zostało opuszczone. Tuż obok zabudowań pojawiła się tam 15-kilometrowa szczelina.
O tym, co dzieje się na Islandii, w rozmowie z naszą redakcją opowiedział Grzegorz Gawroński, mieszkaniec Vogar miejscowości oddalonej o zaledwie 20 km od zamkniętego Grindavik. Polak nie ma wątpliwości w kwestii tego, co dzieje się na wyspie. – To nie będzie kameralny wybuch – przyznaje.
Ogromna szczelina i ewakuacja na Islandii
Grzegorz Gawroński na Islandii prowadzi wypożyczalnię samochodów. Na wyspie mieszka już od kilku lat i z podwórka mógł podziwiać poprzednie erupcje w tym regionie. – Trzy poprzednie eksplozje mogłem obserwować wychodząc na podwórko. Był to najpiękniejszy widok, jaki można zobaczyć. Fantastycznie jest jechać do pracy i z prawej strony mieć wulkan, a z lewej ocean. Wschody słońca były wtedy niesamowite – opowiada.
Jednak tym razem wszystko będzie inaczej. Jak przyznał, region miasteczka Grindavik został całkowicie zamknięty. Na drogach prowadzących do słynnej Błękitnej Laguny stoi policja. Zabroniono nawet korzystania z dronów.
– Doszło do zamknięcia kilku dróg w pobliżu Grindavik. Nieczynna jest trasa prowadząca do Błękitnej Laguny, ale w poniedziałek 13 listopada z powodu osunięć terenu zapadła decyzja o zamknięciu kolejnych dróg w regionie – dodaje.
Trudne do zniesienia były również liczne wstrząsy, które zaledwie kilka dni temu nawiedziły południowy zachód wyspy. – Był dzień, kiedy te wstrząsy były odczuwane co pół minuty. To jest poważny dyskomfort. Można dostać choroby morskiej, leżąc na łóżku, ponieważ wszystko pływa – porównuje Gawroński.
Mieszkańcy przygotowują zapasy. Turyści czekają na przygodę życia
Ewakuacja mieszkańców Grindavik, miasteczka chętnie zamieszkiwanego również przez Polaków, nie była jedynym elementem przygotowań do nadchodzącego wybuchu. – Wszystkie osoby są informowane, jak mogą radzić sobie w przypadku braku dostaw żywności, ale przede wszystkim, co będzie w sytuacji, kiedy z powodu zawiesiny pyłów nie będzie można opuścić domów. Wiadomo, że jeśli wiatr skieruje trujące opary z wulkanu w kierunku zabudowań, to ludzie będą musieli jakoś sobie poradzić. Powinni mieć zapasy, o czym informuje agencja rządowa – wyjaśnia nasz rozmówca.
I dodaje, że jak to w podobnych sytuacjach na Islandii bywało, turyści bardzo chętnie przyjeżdżają na wyspę, aby móc obserwować budzący się wulkan. Ostrzega jednak, że podróże na Islandię mogą być teraz bardzo ryzykowne.
– Uprzedzam wszystkich, że pobyt na Islandii może się przedłużyć, co wiąże się z dużo większymi wydatkami, niż planowali. Dlatego warto dobrze przemyśleć kwestię wylotu. Najważniejsze jest bezpieczeństwo i to, żeby przygoda nie zamieniła się w koszmar. To nie będzie kameralny wybuch, jak trzy poprzednie. Tym razem czeka nas coś większego – przyznaje.
Problemem może okazać się również znalezienie miejsca noclegowego. Osoby, które ewakuowano z Grindavik nocują w halach sportowych. Część z nich przeniosła się do hoteli i pensjonatów. Polacy, którzy mieszkali w tym regionie, w wielu przypadkach podjęli decyzję o powrocie do kraju.
Wielka erupcja na Islandii jest kwestią dni, jeśli nie godzin
Jak przyznaje Grzegorz Gawroński, choć sytuacja jest poważna, to mieszkańcy podchodzą do niej z bardzo dużym spokojem. – To jest Islandia, a ta wyspa rządzi się własnymi prawami. Podejmowane są również działania, żeby się przygotować na nadchodzącą erupcję. Wznoszona jest tama, która ma zabezpieczyć elektrociepłownię, która dostarcza prąd, ale również ciepłą wodę dla tego regionu – dodaje.
W rozmowie z nami przekazał również, że obecnie lokalne władze za najbardziej prawdopodobne uważają dwa scenariusze. Pierwszy zakłada erupcję w miejscowości Grindavik. Drugi eksplozję pod powierzchnią oceanu. Jednak niezależnie od tego, gdzie dojdzie do erupcji, jest ona już bardzo bliska.
– To kwestia godzin lub dni. Teraz jest spokojnie, ale wszystko wygląda na ciszę przed burzą. Ta magma w ciągu dwóch dni wypłynęła 700 metrów w górę. Teraz jest ok. 800 metrów pod powierzchnią. Wszystko jest kwestią jednego dnia, jeśli ponownie dojdzie do silnych wstrząsów – podsumowuje.