Zamiast all inclusive, koczowanie. Koszmar Polaków w Chorwacji. "Tyle osób zostało z dziećmi"
Chorwacja to jedno z najczęściej wybieranych przez Polaków miejsc na letni wypoczynek, jednak niektóre kłopoty nie ominą nas nawet w wakacyjnym raju. W poniedziałek wieczorem na lotniskach w Zadarze i Splicie padły systemy informatyczne, co doprowadziło do całkowitego paraliżu ruchu lotniczego. Turyści byli zmuszeni przez wiele godzin koczować na terenie obiektu. Nasza czytelniczka opisała, co ją i innych pasażerów lecących z Zadaru do Krakowa spotkało przed powrotem do Polski.
Kompletny chaos na lotniskach w Chorwacji. Winni hakerzy
Ekstremalnie wysokie temperatury w Chorwacji nie zniechęcają wczasowiczów szukających relaksu nad Adriatykiem. Jeszcze niedawno mało kto wyobrażał sobie, żeby odbyć podróż na drugi koniec Europy innym środkiem transportu niż samochód. Obecnie w sezonie urlopowym nadmorskie miejscowości są oblegane przez naszych rodaków, co związane jest z bezpośrednim połączeniem lotniczym z większości dużych polskich miast.
Niestety Polacy, którzy na początku bieżącego tygodnia planowali podróż z Chorwacji z powrotem do kraju, nie byli gotowi na tak potężne utrudnienia związane z ruchem lotniczym . W poniedziałek, 22 lipca około godziny 19:15 pojawiły się problemy techniczne na lotniskach w Zadarze i Splicie. Systemy informatyczne miały zostać zaatakowane przez hakerów, co skutkowało koniecznością odwołania części przylotów i odlotów.
Czytaj więcej: Po co turyści w Chorwacji zabierają ocet na plażę? Problem z roku na rok jest coraz większy
Polacy utknęli. "W Ryanairze powiedzieli, żebyśmy sami sobie poszukali hotelu"
Z doniesień wynika, że turyści nie otrzymali właściwej pomocy ze strony obsługi lotniska. Wiele osób przez całą noc koczowało na lotnisku, licząc na jakiekolwiek wsparcie ze strony pracowników linii lotniczych.
Wśród osób, których powrót do Polski stanął pod znakiem zapytania, znalazła się nasza Czytelniczka. Pani Kamila zdecydowała się na weekendowy wyjazd do Zadaru w towarzystwie najbliższych osób. Nie spodziewała się, że spotka ją taka niespodzianka na koniec wyjazdu. W poniedziałek po dotarciu na lotnisko w godzinach wieczornych uzyskała informację, że część samolotów jest uziemiona.
Nie było żadnych informacji o opóźnieniu lotu na tablicach. Po kilku minutach od czasu, kiedy mieliśmy wylecieć, czyli 22.45 na aplikację Ryanair przyszło powiadomienie, że jest przełożony na następny dzień na 10.30. Obsługa na lotnisku sama mówiła, że nie wie co mamy robić - mówi nam turystka ze Skarżyska Kamiennej.
Turystka z Polski zwraca uwagę na niemałe koszty, jakie podróżujący byli zmuszeni ponieść w związku z ponad dziesięciogodzinnym opóźnieniem lotów.
Po godzinie wypuścili nas i powiedziano, że hotel należy załatwić we własnym zakresie, a koszt pokryje Ryanair, po przesłaniu faktury. Jednak wiele osób również z małymi dziećmi zdecydowało się zostać na lotnisku. Dostali po dwie wody i dwie kanapki. Taksówki do centrum Zadaru kosztowały 50 euro, nie wszyscy mieli aplikacje Bolt lub Uber, żeby z niej skorzystać, by cena była niższa. Podobnie z bookingiem, który ułatwiał znalezienie hotelu - dodaje nasza rozmówczyni.
Czytaj więcej: "Taka sytuacja nad morzem". Nagranie z okolic Mielna podbija sieć
Kanapki, woda i mail o przysługujących prawach
Turystka z Polski nie zdecydowała się na spanie na podłodze na terenie lotniska i wybrała nocleg w pobliskim hotelu. Otrzymaną fakturę zamierza przesłać wraz z wnioskiem o odszkodowanie. Lot liniami lotniczymi Ryanair do Krakowa odbył się dopiero we wtorek rano. Na szczęście Pani Kamila wróciła bezpiecznie z powrotem do Polski. Wielu innych pasażerów było jednak zmuszonych dalej czekać.
Wchodząc do samolotu dostaliśmy kanapkę i wodę w ramach rekompensaty - mówi Pani Kamila w rozmowie z serwisem Turyści. - Kapitan powiedział, że nie zna przyczyny przełożenia lotu. Więc nic nie wiemy - kwituje.
Chociaż ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, nikomu nie życzymy takich nerwów.