Ratownik pomagał poszkodowanemu na stoku. W tym czasie złodziej ukradł mu narty
Złodzieje po raz kolejny udowodnili, że nie wiedzą, czym jest sumienie. O historii, jaka go spotkała, opowiedział ratownik, który pracuje na jednym z podhalańskich stoków narciarskich. Gdy udzielał poszkodowanemu pomocy, ktoś dobrał się do jego nart.
Perfidna kradzież miała miejsce na stoku w miejscowości Suche nieopodal Zakopanego. Bartłomiej Zając zajął się poszkodowanym narciarzem i zupełnie nie przeszło mu przez myśl, żeby kątem oka zerkać na swoje narty, bo ktoś może je ukraść. Jednak przekonał się, że dla złodziei nie ma czegoś takiego jak "przyzwoitość".
Pomagał rannemu, gdy się odwrócił, nart nie było
Po południu 14 stycznia br. Bartosz Zając, który pracuje na stoku narciarskim Suche obok Zakopanego, otrzymał wezwanie do narciarza na samym dole stoku obok kas biletowych. Kiedy zjawił się na miejscu, jak zawsze odpiął narty, zostawił je z boku i zaczął wykonywać wszystkie czynności. Ten schemat powtarzał za każdym razem, gdy tylko wzywano go na pomoc. Nie spodziewał się, że tym razem jego akcja będzie miała tak fatalny finał.
- Kiedy zakończyłem swoje czynności, zobaczyłem, że nie ma moich nart. Jeszcze się łudziłem, że ktoś zabrał je przez pomyłkę i odda. Ale nie. Jak widać, była to perfidna kradzież sprzętu o wartości ok. 4 tys. zł. To mój prywatny sprzęt używany podczas pracy, gdy pomagam ludziom poszkodowanym w wypadkach narciarskich - mówi ratownik dla "Gazety Wyborczej".
Choć sam nie mógł w to uwierzyć, okazało się, że jego sprzęt zniknął na dobre. Dyżur na stoku udało mu się dokończyć dzięki wsparciu wypożyczalni sprzętu, która użyczyła mu nart. O całej sytuacji poinformował policję, a także dostarczył nagrania z monitoringu.
Złodzieje nart grasują na stokach
Ratownik zdecydował, że zamieści w sieci informację o tym, jak wyglądał skradziony sprzęt, ponieważ być może komuś uda się go dostrzec.
- W sobotę 14 stycznia w godzinach późnopopołudniowych przy dolnej stacji wyciągu Suche zostały skradzione narty skiturowe Blizzard Zero G 85 LTD w długości 178 cm z wiązaniami Marker Alpinist. Narty zostały skradzione ratownikowi medycznemu pełniącemu dyżur na wyciągu w momencie, kiedy udzielał pomocy poszkodowanemu (!!!). Gdyby ktoś napotkał takie narty, bardzo proszę o wiadomość na priv lub o kontakt pod numerem telefonu: 600 280 100 - czytamy na facebookowym profilu Tatromaniak.
Jak się jednak okazuje, to nie pierwsza taka sytuacja, gdzie narciarzowi skradziono na stoku sprzęt. Zakopiańscy policjanci podczas każdego zimowego sezonu spotykają się z co najmniej kilkoma podobnymi zgłoszeniami. Choć zazwyczaj okazuje się, że na stoku doszło do pomyłki i narciarz sięgnął po nieswój sprzęt i donos zostaje anulowany, nie wszyscy mają tyle szczęścia, o czym na własnej skórze przekonał się Bartłomiej Zając.
Polacy łapią się za kieszenie. Pokazali paragon z restauracji w centrum Zakopanego
Stewardessa znalazła w toalecie ręcznie napisaną kartkę. Natychmiast wezwała pomoc
Który paszport jest najsilniejszy? Polski dokument w czołówce
Spotkała Cię niecodzienna sytuacja na wycieczce? Prowadzisz hotel lub pensjonat i chcesz podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami, lub historiami? A może chcesz skontaktować się z nami w innej sprawie związanej z turystyką? Zapraszamy do wysyłania wiadomości na adres: [email protected].
źródło: zakopane.wyborcza.pl; podroze.gazeta.pl