Polka po latach wróciła z Chin i opowiedziała o różnicach. Szczególną uwagę zwróciła na... toalety
Weronika Truszczyńska jest blogerką i autorką e-booków o Chinach. Od sześciu lat na stałe mieszkam w Szanghaju. Niedawno przyjechała do Polski po trzech latach przerwy. Kiedy na nowo spojrzała na rodzinne miasto i kraj, wiele rzeczy ją zadziwiło.
Polka biegle mówi po mandaryńsku, świetnie zna Chiny. Porównuje je z Polską
Weronika Truszczyńska jest blogerką i autorką e-booków o Chinach. Od sześciu lat na stałe mieszkam w Szanghaju, największej metropolii Chińskiej Republiki Ludowej. W 2020 roku zdobyła dyplom sinolożki na Uniwersytecie Donghua w Szanghaju. Mówi biegle po mandaryńsku.
Niedawno przyjechała do Polski po trzech latach przerwy. Tę nieobecność spowodowała pandemia i przedłużone restrykcje, jakie obowiązywały w Chinach. Przedtem przyjeżdżała do ojczyzny regularnie, dwa razy w roku. Kiedy na nowo spojrzała na rodzinne miasto i kraj, wiele rzeczy ją zadziwiło. Opowiada o tym w nowym vlogu.
Blogerka tłumaczy, że choć dobrze zna Polskę, zdążyła odzwyczaić się od wielu rzeczy. Teraz uderzają ją na nowo, a różnice między europejską i azjatycką kulturą oraz społeczeństwami widzi wyraźniej niż wcześniej.
W chińskich restauracjach nie ma toalet, ale woda jest tam za darmo
Weronika Truszczyńska, przeżyła pierwszy szok, kiedy weszła do kawiarni w Polsce.
- Pracujący tam ludzie są mili - zauważa i próbuje zrozumieć, dlaczego w Azji tak nie jest. - Społeczeństwo chińskie jest silnie klasowe. Nikt raczej nie pracuje w knajpie, bo to fajne miejsce i je lubi. Pracuje tam, by zarobić pieniądze, wysłać je na wieś, utrzymać swoją rodzinę. Tymczasem w Polsce, zwłaszcza w dużych miastach, wokół fajnych knajpek, np. wegańskich, tworzą się społeczności. Często pracują tam ludzie, którym bliski jest koncept danego miejsca, więc ich podejście do pracy i gości jest przyjazne - mówi.
Kelnerzy w Chinach pracują często od otwarcia do zamknięcia lokalu, sześć dni w tygodniu . Są przemęczeni. Dodatkowo traktują swoje zajęcie jako służenie innym ludziom. Może dlatego ich relacje z klientami są oficjalne, bardziej profesjonalne, a w Polsce kelnerzy starają się nawiązywać przyjacielskie stosunki. Do tego dochodzi mentalność ludzi we wschodniej Azji: są powściągliwi, nie rozmawiają ze sobą, jeśli się nie znają.
- W Chinach po wejściu usłyszę: „Dzień dobry, stolik na ile osób?”. W Polsce: „Hej, jak się masz? Co zjesz? Jaką kawę lubisz? Polecam jagodzianki”. Na tym polega różnica - wyjaśnia blogerka.
Kolejną rzeczą, która zdziwiła Polkę jest to, że w naszych restauracjach i kawiarniach są toalety. W Chinach nie. Jest tam za to wiele toalet publicznych, można też korzystać z ogólnodostępnych w centrach handlowych.
- Na minus jest jednak to, że toalety publiczne, np. na dworcach, są w Polsce płatne - mówi blogerka. - W Chinach nigdy nie trzeba płacić, toalety utrzymuje je miasto. Są czyste, choć wiele z nich to tzw. kucanki - dodaje.
Blogerkę zdziwiło jeszcze to, że w polskich restauracjach wciąż trzeba płacić za wodę. W chińskich jest za darmo.
Polskie knajpy zapulsowały za to tym, że mają szeroką ofertę dań dla wegan i wegetarian, zupełnie inaczej jest w Chinach. Także dostępnosć roślinnych zamienników mięsa w sklepach zaskoczyła Truszczyńską i wegański majonez na półce w supermarkecie. Będąc w Chinach musiałaby go zamówić przez internet z Wielkiej Brytanii.
Fot. Canva, Youtube, Weronika Truszczyńska
Chińczykom podoba się polska kultura jazdy
Na Chińczykach duże wrażenie robi to, że w Polsce, nie tylko do restauracji i kawiarni, ale też do parków i publicznych środków transportu, można wchodzić z psami. W Chinach w żadnym z tych miejsc zwierzęta nie są mile widziane.
Kiedy Chińczycy odwiedzają nasz kraj, podobno szybko dochodzą do wniosku, że znaleźli się w cywilizowanym, wysokorozwiniętym państwie. To za sprawą kierowców, którzy zatrzymują się przed przejściami dla pieszych.
- To wielka różnica. W Polsce podchodzę do przejścia i nie muszę walczyć o przetrwanie, a zwyczajnie przechodzę. Żaden skuter nie przejeżdża mi przed nosem, kierowcy czekają spokojnie, aż zejdę z jedni - ekscytuje się blogerka.
Ale jest i minus: ceny biletów komunikacji miejskiej.
- W Szanghaju płacę równowartość 1,30 zł za przejazd przez całe miasto, ceny są niezmienne od chyba 10 lat. W Warszawie za bilet płace już ponad 4 zł, to bardzo drogo - mówi Tuszyńska.
Blogerka podkreśla, że Chińczycy nie odnaleźliby się szybko na ulicach polskich miast Brakowałoby im wypożyczalni powerbanków, które w Azji są na każdym kroku.
- Kiedy patrzę na to, jak są oblegane w Chininach, myślę że to idealny pomysł na biznes dla przedsiębiorczego Polaka - zauważa Truszczyńska.
Fot. Canva