Nowy wpis na profilu Kacpra Tekieliego. To były ostatnie słowa do żony i syna
W środę 17 maja pod szczytem Jungfrau w Alpach Szwajcarskich zginął wybitny polski alpinista Kacper Tekieli. Na jego profilu w mediach społecznościowych pojawił się nowy wpis wraz z poruszającymi słowami.
W czwartek 18 maja media obiegła niezwykle smutna wiadomość o śmierci Kacpra Tekieliego . Alpinista przebywał wraz z żoną Justyną Kowalczyk-Tekieli i synem w Alpach, gdzie realizował plan zdobycia wszystkich 87 czterotysięczników. Niestety jego zmagania przerwała lawina.
Ostatni wpis na profilu Kacpra Tekieliego. Zginął chwilę po zrobieniu tego zdjęcia
W piątek wieczorem na profilu Kacpra Tekieliego w mediach społecznościowych pojawił się nowy wpis. Można przypuszczać, że jego autorką jest Justyna Kowalczyk-Tekieli. "17 V 1023 Jungfrau (4158 m)" głosił opis załączonego zdjęcia. Jest to dowód na to, że Tekieli zdobył szczyt, a do tragicznego wypadku doszło podczas zejścia.
To jednak nie wszystko. Do fotografii dołączone były również ostatnie wiadomości, jakie alpinista wymienił z rodziną. "PIK. Kocham Was Kotki" - napisał Tekieli. "My Ciebie bardziej mój Kochany. Brawo" - odpowiedzieli najbliżsi.
Na końcu postu pojawiło się również ostatnie pożegnanie sportowca. "Dobranoc mój cudowny Kacperku" - dodał autor wpisu. Zdjęcie wraz z opisem w swoich mediach społecznościowych udostępniła również Justyna Kowalczyk-Tekieli.
Szwajcarska policja o tragicznym wypadku z udziałem Polaka
Jeszcze w czwartek 18 maja krótki komentarz na temat wypadku pod Jungfrau opublikowała szwajcarska policja . Funkcjonariusze zawiadomienie o wypadku w rejonie szczytu otrzymali w środę ok. godziny 16:30.
Na miejsce od razu skierowano samolot ratunkowy. Niestety załodze nie udało się dostrzec Tekieliego. Ratownicy na miejsce wrócili w czwartek rano, kiedy na pomoc było już za późno. Sprawę "wypadku obywatela Polski", bo tak podano w oficjalnym komunikacie, zbada lokalna prokuratura.
Co stało się w Alpach Szwajcarskich?
Pewne jest, że Kacper Tekieli zginął w lawinie. Z nieoficjalnych informacji, do których dotarł "Przegląd Sportowy", wynika, że najprawdopodobniej znalazł się na tzw. desce śnieżnej (zbitym i zmarzniętym płacie śniegu). To właśnie na niej zaczął się osuwać wraz z masą śniegu.
- Podkreślał, że dmucha na zimne, bo ma dla kogo żyć, ma żonę i dziecko, i chce jeszcze wiele w życiu osiągnąć. Na pewno nie robiłby niczego za wszelką cenę - przyznał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Piotr Pustelnik, prezes Polskiego Związku Alpinizmu .