Perła wśród dworców w Polsce uratowana przed ruiną. Kiedyś odbywały się tu schadzki kochanków
Wiadomo nie od dziś, że wakacje w Polsce mogą być równie interesujące jak te za granicą, zwłaszcza dla pasjonatów historii i zabytkowej architektury. Dla kogoś, kto nie zna okolicy, widok okazałego dworca w stylu nordyckim w sercu Mazur, może zadziwić. Przed laty obiekt był miejscem schadzek cesarza, dziś natomiast turyści marzą, by zatrzymać się w nim chociaż na jedną noc. Jakie sekrety i namiętności ukryte są w cieniu przeszłości?
Perła Mazur zachwyca. To tu cesarz oddawał się namiętnościom
Mazury, jeden z najpiękniejszych regionów Polski, znane są nie tylko z olbrzymiego zagęszczenia jezior, bogactwa przyrodniczego i różnorodności krajobrazów, ale także z tajemnic, które kryją zapomniane przez świat cmentarze, opuszczone wsie i mury niezamieszkałych budynków. Pośrodku cywilizacyjnego pustkowia znajduje się hotelik, który niegdyś pełnił funkcję dworca. Służył on także za letnią rezydencję ostatniego władcy Cesarstwa Niemieckiego.
Niegdyś w budynku wzniesionym w stylu nordyckim odbywały się romantyczne schadzki z pewnym hrabią z rodu Dohnów, a wystawne bale i bankiety były miejscem spotkań śmietanki towarzyskiej. Dziś, blisko 130 lat później, czar cesarskich wnętrz przyciąga turystów z Polski i zagranicy jak magnes.
Zabytkowy dworzec omal nie popadł w ruinę. Dostał drugie życie
W 1885 roku ostatni król Prus zlecił budowę rezydencji w Prakwicach, w powiecie sztumskim. Urok tamtejszych terenów szczególnie cenił ze względu na obfitość dzikiej zwierzyny i doskonałe warunki do polowań, zwłaszcza że okolica była wtedy niezamieszkana. Mówi się jednak, że miłość do łowiectwa nie była jedynym powodem wzniesienia dworca w sercu Mazur.
Istotną rolę odgrywało także gorące uczucie, jakim Wilhelm II darzył hrabiego z rodu Dohnów mieszkającego w posiadłości w Prakwicach. Dworzec miał być miejscem spotkań elity oraz schadzek kochanków, a dodatkowo w 1893 roku powstała tam linia kolejowa na trasie Malbork-Myślice-Małdyty. Peron, przy którym zatrzymywał się pociąg, oświetlony był lampami gazowymi.
Po I wojnie światowej i abdykacji Wilhelma II drewniany pawilon przeniesiono do Budwit na Mazurach, w powiecie ostródzkim, około 40 kilometrów od Elbląga. W okresie powojennym budynek przystosowano na cele mieszkalne, zamieszkały w nim rodziny kolejarskie, a z czasem przeprowadzono kolejne prace adaptacyjne, w tym budowę komina i usunięcie bocianiego gniazda.
W 1989 roku “spadek” po niemieckim cesarzu wciąż funkcjonował jako dworzec kolejowy, aczkolwiek ruch pociągów na tej trasie sukcesywnie malał. Koniec jego działalności nastał w roku 1999 i od tego czasu odwiedzali go już tylko szabrownicy. Czasy świetności letniej rezydencji cesarza przeminęły, a obiekt omal nie popadł w ruinę. Wszystko zmieniło się wraz z przypadkową wizytą Magdy i Rafała.
Najsłynniejszy opuszczony dworzec uratowany przed ruiną
W 2013 roku konserwatorzy zabytków natknęli się przypadkiem na tajemniczą ruinę w warmińskiej wsi. Miejsce tak bardzo ich zachwyciło, że postanowili tchnąć w nie nowe życie i odkupić od Kolei Państwowych. Nowi właściciele otworzyli w tym miejscu hotelik. Po pięciu latach intensywnych prac udało im się osiągnąć pożądany efekt — w budynku zachowało się 90% oryginalnej elewacji, część boazerii i dekoracyjny strop.
Dziś Dworzec Cesarza Wilhelma to wyjątkowy "domek" dla trzech par, który przenosi w czasie. Turyści odetchną tu pełną piersią, a zarazem doświadczą namiastki luksusu — do ich dyspozycji jest kuchnia z nowoczesnym sprzętem, kominek, cesarska wanna na świeżym powietrzu, oraz zapierający dech w piersiach ogród.
Jego drzwi otwarte są dla wszystkich Gości, którzy mają ochotę wypocząć w pawilonie wzniesionym na cześć ostatniego cesarza z dynastii Hohenzolernów - zachęcają nowi właściciele.
Źródło: whitemad.pl, tko.pl