Islandzki gigant zagraża Europie. Gdy wybuchnie, skutki będziemy odczuwać miesiącami
Apokaliptyczne powodzie, ochłodzenie klimatu i ruch lotniczy sparaliżowany na wiele tygodni. Taki scenariusz już wkrótce może nam zafundować superwulkan Katla na Islandii. To, że wybuchnie, jest praktycznie pewne. Nie wiadomo tylko, kiedy się to stanie.
Katla jest wyjątkowo nieprzewidywalnym wulkanem. Jego ostatnia erupcja miała miejsce w 1918 roku, a jej siłę obliczono na 5, w ośmiostopniowym Indeksie Eksplozywności Wulkanicznej. Czy to dużo? Bardzo. Zdaniem naukowców musimy się przygotować na wszystkie, nawet najczarniejsze scenariusze. Wybuch Katli poważnie zagraża także Polsce.
Gdzie leży wulkan Katla?
Katla to prawdziwy kolos – nie bez powodu jest nazywany superwulkanem. Znajduje się na Islandii, pod lodowcem Mýrdalsjökull i jest bardzo nieprzewidywalny. Większość wulkanów wybucha regularnie, nawet wtedy, gdy erupcje dzielą tysiące lat. Z Katlą jest jednak inaczej.
Ze względu na nieregularne wybuchy i gigantyczne rozmiary, naukowcy dokładnie śledzą każdą aktywność w obrębie Katli, która coraz częściej daje znać, że nie śpi. Wulkan wybuchał kilka razy w ostatnim stuleciu, a wyjątkowo niepokojące wydarzenia działy się zaledwie kilkanaście miesięcy temu.
Czytaj więcej: Polacy przekroczyli granicę wstydu. O tym, co zrobili, mówi cała Chorwacja
W maju 2023 roku w kalderze Katli odnotowano ponad 40 trzęsień ziemi w ciągu jednej doby. Trzy z nich osiągnęły magnitudę 4 – najwyższą od 2016 roku. Oczy całego świata były wówczas skierowane na Islandię, a mieszkańcy wyspy zastanawiali się, czy powinni już pakować walizki.
Powodzie, jakich świat nie widział
Wtedy wszystko się uspokoiło, ale Katla dała wyraźny znak, że szykuje się na coś wielkiego. Islandczycy powinni dobrze się zastanowić nad przygotowaniem do ewakuacji, bo gdy wulkan w końcu wybuchnie, będą mieli zaledwie godzinę na ucieczkę.
Po erupcji Katli najpierw dojdzie do katastrofalnych powodzi lodowcowych, czyli jökulhlaup. Gdy wulkan wybucha pod lodowcem, powoduje gwałtowne topnienie lodu, a tym samym uwalnianie gigantycznych ilości wody i błota, zmieszanych z popiołem wulkanicznym.
Jedna z większych powodzi lodowcowych miała miejsce w 1755 roku. W szczytowym momencie przepływ wody wyniósł wtedy od 200 do 400 tys. metrów sześciennych na sekundę! Te wartości są tak ogromne, że trudno to sobie w ogóle wyobrazić. Portal twojapogoda.pl oszacował, że to więcej niż łączny przepływ Missisipi, Amazonki, Jangcy i Nilu. Taka powódź zniszczyłaby infrastrukturę ogromnej części Islandii w ciągu kilku godzin. A to byłby dopiero początek.
Ochłodzenie klimatu i paraliż w ruchu powietrznym
Każdy wybuch wulkanu wiąże się z wyrzuceniem ogromnych ilości popiołu wulkanicznego. Jak groźne to zjawisko, udowodniły wydarzenia z 2010 roku, gdy wybuchł Eyjafjallajökull, uwalniając aż 400 tysięcy ton pyłu na sekundę. Ogromna wulkaniczna chmura zakryła wówczas prawie całą Europę, skutecznie paraliżując ruch na lotniskach.
Katla ma dużo większy potencjał. Realny jest scenariusz, że nawet przez kilka miesięcy żaden samolot w Europie nie mógłby bezpiecznie wystartować. Najgorsze jednak byłyby długoterminowe skutki wybuchu, czyli zmiany klimatyczne.
Po erupcji w atmosferze pojawiają się aerozole siarczanowe, które skutecznie odbijają światło słoneczne. Brak światła słonecznego oznacza potężne, chociaż tymczasowe, ochłodzenie, które dla rolnictwa i gospodarki na całym świecie byłoby prawdziwą katastrofą.
Czy powinniśmy się bać? Na razie nie, ale powinniśmy mieć świadomość zagrożenia i być przygotowanymi na wszelkie scenariusze.
Zobacz także:
"Czerwona lawa i pióropusze dymu". Turyści muszą być czujni i sprawdzać status lotów
Już nie tylko Etna. Czerwony alert. Zbudził się jeden z najaktywniejszych wulkanów na świecie
U wybrzeży Grecji budzi się potwór. Zagrozi najpopularniejszym kurortom