Rudera zamiast apartamentu nad morzem. Turyści czują się oszukani
Apartament nad morzem okazał się wielkim rozczarowaniem dla Krzysztofa, jego partnerki i trójki dzieci. Na miejscu czekała na nich zniszczona rudera. Jak się okazało, oszukanych przez nieuczciwego gospodarza z Gdańska było więcej. O sprawie poinformowała Gazeta Wyborcza.
Krzysztof z partnerką pierwszy raz zabrali trójkę swoich dzieci na wakacje nad morzem. Jeszcze zimą zarezerwowali apartament w Gdańsku, u prywatnego gospodarza, za pośrednictwem serwisu Booking.com.
Apartament nad morzem okazał się oszustwem
Na pierwszy rzut oka oferta nie wydawała się podejrzana - apartament miał bardzo dobre opinie, a na zdjęciach wyglądał schludnie. Pan Krzysztof z rodziną za trzy noclegi zapłacili 822 zł plus 30 zł za wcześniejsze zakwaterowanie.
Niepokój pojawił się jednak gdy pan Krzysztof wpisał adres w nawigację. Na Google Maps wyskoczyło mu zdjęcie zrujnowanego domu, jednak pomyślał wtedy, że to pomyłka. Uspokajał siebie i rodzinę, że może chociaż w środku będzie ładnie.
Niestety, na miejscu okazało się, że dom był zrujnowany z zewnątrz i wewnątrz. Z ofertą na Booking.com nie miał nic wspólnego. Jak twierdzi pan Krzysztof, jego dzieci bały się wejść do środka.
- Na piętro, gdzie mieścił się nasz "apartament", prowadziły schody z nieheblowanych desek. Myślałem, że się zarwą pode mną. Okna się nie domykały. Klamka od drzwi do łazienki została mi w rękach, uchwyt od prysznica był urwany - mówi Gazecie Wyborczej.
Gospodarz domu nie pojawił się osobiście ani razu, a klucz zostawił im w skrzynce na listy. Rodzina została jednak w opłaconym apartamencie na pierwszą noc, a następnego dnia znaleźli pokój za 900 zł w eleganckiej willi w Gdyni.
- Siedząc w tej ruderze, czytaliśmy z partnerką komentarze o naszym "apartamencie" i mimo sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, umieraliśmy ze śmiechu. Same pozytywne opinie - opowiada Krzysztof.
Oszukanych przez właściciela było więcej
Olga i Kamil z Warszawy w sierpniu zarezerwowali ten sam apartament. Początkowo Booking nie przyjął ich reklamacji, jednak po publikacji Wyborczej odzyskali pieniądze, w sumie półtora tysiąca złotych.
https://www.facebook.com/TrojmiastoWyborcza/posts/10158627405622547
Pan Krzysztof chciał wyrazić swoją opinię w komentarzu, jednak gospodarz zdążył poinformować Booking.com o anulowaniu rezerwacji przez gościa (chociaż nie było to prawdą). W związku z tym Krzysztof nie mógł umieścić negatywnej oceny na temat apartamentu.
Gospodarz (przedstawiający się jako Krystian) oprócz serwisu Booking.com ogłasza się również na Airbnb.
Niestety, nie jest to pierwszy raz, gdy turyści padają ofiarami oszustwa. Niedawno pisaliśmy o kobiecie, która po przyjeździe na miejsce dowiedziała się, że zarezerwowany przez nią obiekt nie istnieje.
Spotkała Cię niecodzienna sytuacja na wycieczce? Prowadzisz hotel lub pensjonat i chcesz podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami lub historiami? A może chcesz skontaktować się z nami w innej sprawie związanej z turystyką? Zapraszamy do wysyłania wiadomości na adres [email protected]
Artykuły polecane przez redakcję Turysci.pl:
Chcieli pokazać dzieciom polskie morze, ale gdy dojechali na miejsce, chcieli uciekać
Skoczył do wody na ratunek, ale było za późno. Porażające, co miał owinięte wokół szyi
Dantejskie sceny na lotnisku. Zagraniczne ministerstwo krytykuje straż graniczną
Źródło: Gazeta Wyborcza