Potwór przebudził się na Islandii. Polak relacjonuje: Słupy lawy sięgają 150 metrów
"Tego nie da się uniknąć" – informowali jeszcze w listopadzie sejsmolodzy na Islandii. Po tygodniach oczekiwań i obserwacji doszło do wielkiej erupcji. Z aktualnych danych wynika, że jest ona jedną z większych w tym regionie.
Sytuacja na Islandii jest bardzo poważna. W środku nocy czarne niebo przeszył czerwony blask lawy wydostającej się na powierzchnię z regionu góry Hagafell.
Wybuch wulkanu na Islandii
Już w listopadzie rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do wielkiej erupcji wulkanu. Chwilę po tym, jak nieopodal 4-tysięcznego miasta Grindavik pojawiła się ogromna szczelina, miasto, zamieszkiwane również przez Polaków, zostało ewakuowane .
Region był nawiedzany przez dziesiątki trzęsień ziemi na dobę, a wszyscy zdawali sobie sprawę, że ogromna erupcja, jednak z największych w tym regionie od lat, pozostaje tylko kwestią czasu. Ostatecznie doszło do niej ok. godziny 22:17 czasu lokalnego, czyli ok. 23:17 czasu polskiego w nocy z 18 na 19 grudnia.
"Pęknięcie podąża na południe w kierunku Grindaviku"
Chwilę po tym, jak doszło do erupcji, z naszą redakcją skontaktował się Grzegorz Gawroński, mieszkaniec Vogar miejscowości oddalonej o zaledwie 20 km od zamkniętego Grindaviku. "W momencie, kiedy do Pani piszę, szczelina jest długa na ok. 600 metrów. Jest blisko zabudowań w towarzystwie elektrowni wodnej i Blue Lagoon" – informował ok. godziny 22:50.
Dodał przy tym, że choć jedna z najsłynniejszych atrakcji Islandii pozostawała zamknięta od 10 listopada , to w poniedziałek 18 grudnia zdecydowano się na niewielką zmianę. Tego dnia po raz pierwszy od ponad miesiąca otwarto miejscową restaurację.
Z każdą kolejną godziną szczelina powiększała się, coraz bardziej zbliżając się do Grindaviku. "Słupy lawy sięgają 150 metrów. Zapowiada się nieprzespana noc" – informował nas Grzegorz Gawroński, właściciel wypożyczalni samochodów Vegvisir Car.
Lotnisko na Islandii na razie działa. Władze wydały apel
O godzinie 4 nad ranem Islandzkie Biuro Meteorologiczne poinformowało, że erupcja wulkanu osiągnęła stan równowagi. Południowy kraniec ok. 4-kilometrowej szczeliny zatrzymał się 3 km od granicy miasta Grindavik. Stabilizacja nie oznacza jednak końca erupcji. Wręcz przeciwnie, lawa może płynąć tam jeszcze przez wiele dni.
Biuro poinformowało również, że w ciągu pierwszych dwóch godzin erupcji wulkan wyrzucał z siebie setki metrów sześciennych lawy na sekundę. Największe fontanny lawy pojawiły się na północnym krańcu szczeliny. "Od 19 grudnia o północy poziom aktywności sejsmicznej w miejscu erupcji spadł" – podsumowano.
Erupcja wulkanu nie miała większego wpływu na ruch na międzynarodowym lotnisku w Keflaviku. Wiele wskazuje na to, że przynajmniej na razie, wszystkie loty będą odbywały się tam zgodnie z rozkładem. W momencie erupcji doszło jedynie do niewielkich opóźnień. Władze apelują jednak do mieszkańców i turystów, aby ci nie zbliżali się do regionu wybuchu. Obowiązuje również zakaz używania dronów.