Ponad 20 tys. zł przepadło, marzenia roztrzaskane. Ryanair zostawił pielgrzymów na lotnisku w Krakowie
Mieli lecieć Ryanairem na pielgrzymkę do francuskiego Lourdes, a zostali na lotnisku. W grupie były osoby w podeszłym wieku, z niepełnosprawnościami, chore. Dramatyczną historię podróżnych z Małopolski opisał Super Express.
Wymarzona wycieczka do sanktuarium
Przykrą historię, która wydarzyła się 18 lipca, opisał Super Express. Tego dnia grupa starszych osób z Małopolski miała polecieć samolotem linii Ryanair na wymarzoną pielgrzymkę . Na krakowskim lotnisku spotkało ich jednak wielkie rozczarowanie i stres. Stracili także dużo pieniędzy. Ich podróż ostatecznie się nie odbyła.
Wycieczkę dla ośmiu starszych i poważnie schorowanych osób zorganizował Marian Będkowski. To on wyciągnął rękę do tych, którzy w podróżowaniu i lataniu samolot nie mają doświadczenia, a bardzo chcieli odwiedzić Sanktuarium Matki Bożej we francuskim Lourdes. Celem wyjazdu była modlitwa o zdrowie.
Uczestnicy przez kilka miesięcy odkładali pieniądze, jednak i tak samodzielnie nie byliby w stanie podjąć trudu organizacji wyjazdu. Najstarszy z podróżnych ma 80 lat. Z pomocą przyszedł przedsiębiorca z Małopolski . Super Express opisuje, że mężczyzna kupił bilety, zapewnił transport na lotnisko i zarezerwował nocleg.
"Sami nie daliby rady zorganizować sobie wyjazdu. Zapewniłem im transport, noclegi, kupiłem bilety na samolot, załatwiłem asystentów medycznych na lotnisku, nawet dopłaciłem, żeby wszyscy mieli priorytet przy wejściu na pokład. Oni nawet o tym nie wiedzieli” – mówi Super Expressowi pan Marian.
Czytaj także: "Nigdy więcej nie chcę tutaj wracać!". Gorzko o największej atrakcji Turcji
Kłopoty na lotnisku
Wyjazd zaplanowano na 18 lipca. Pielgrzymi mieli wylecieć do Francji z lotniska Kraków-Balice o godz. 11:15. Dwie osoby, które poruszają się na wózkach, zostały zabrane na pokład przez obsługę, pozostali czekali w kolejce.
Według relacji nagle organizator wyjazdu, pan Marian, został wezwany do ustawienia się w zwykłej kolejce, a nie priorytetowej – chociaż wykupił możliwość pierwszeństwa. Mężczyzna chciał wyjaśnić tę okoliczność z kobietą z obsługi Ryanair. Miał usłyszeć: “ Jeszcze słowo, a pan nie poleci ”.
W rozmowie z Super Expressem przedsiębiorca tłumaczy, że chciał tylko wyjaśnić zajście i odzyskać dopłatę za pierwszeństwo wejścia na pokład. Nie rozumiał, dlaczego wyrzucono go z kolejki dla pasażerów z biletem „priority”.
Ostatecznie pan Marian
nie wszedł na pokład
. Interwencja pracowników lotniska, ochrony i dyrektora lotniska na nic się zdała – to
przewoźnik decyduje, kto zostaje wpuszczony do samolotu.
Wycieczka odwołana
Uczestnicy wycieczki podjęli decyzję o rezygnacji z wyjazdu. Bez pomocy organizatora nie daliby rady kontynuować pielgrzymki. Również osoby na wózkach , które już były w samolocie, zostały z niego wysadzone. Pan Marian twierdzi, że nie zostały nawet przewiezione na terminal, a pozostawione na płycie lotniska. „To było upokarzające. Wysadzając ich w taki sposób z samolotu, potraktowano ich jak śmieci !" – mówi mężczyzna.
Do jednej z uczestniczek trzeba było wezwać karetkę – bardzo źle się poczuła z powodu zaistniałej sytuacji. Na szczęście szybko udało się jej pomóc.
Straty finansowe oszacowano na około 20 tysięcy złotych . Same bilety kosztowały ponad 12 tysięcy złotych. Jednak podróżnym również „zabrano nadzieję”. Pan Marian obiecał im, że zrobi wszystko, żeby jednak dotarli do Lourdes. Zarzeka się jednak, że nie skorzysta już z usług Ryanaira .
Marian Będkowski zapowiada, że podejmie również kroki prawne wobec przewoźnika. Nawiązał już współpracę z kancelarią. Super Express skontaktował się z biurem prasowym Ryanaira.
“W odpowiedzi otrzymaliśmy krótkie oświadczenie w języku angielskim, w którym czytamy m.in., że to pasażer zaczął się źle zachowywać przy bramce wejściowej na lot’ i ‘słusznie odmówiono wejścia na pokład’. Jak dodali przedstawiciele Ryanair, pozostali pasażerowie mogli kontynuować podróż, jednak sami z niej zrezygnowali” – czytamy w artykule.
Czytaj także:
Od Bałtyku, aż po Zakopane. Nowy, niepokojący trend wśród turystów. "My nie dyskryminujemy"