Polka poleciała na Zanzibar z rodziną. "Wiele osób pytało mnie, jak przeżyłam ten koszmar"
Zanzibar od lat jest bardzo popularnym kierunkiem wśród Polaków. Nic dziwnego - piękne plaże, gwarancja pogody i przyjaźni tubylcy to wprost gwarancja udanego wypoczynku. Nie zawsze jednak wszystko idzie zgodnie z planem.
Przekonała się o tym dziennikarka "Faktu". Kobieta udała się na Zanzibar z rodziną i przyjaciółmi.
Polacy polecieli na Zanzibar
Marcelina Jamrozik opowiedziała na łamach "Faktu" o swoich wrażeniach z pobytu na Zanzibarze. Dziennikarka wskazywała, że na każdym kroku można było natrafić na jakiś polski wątek. Wolnostojące na piasku lokalne sklepy mają nazwy "Biedronka", "Żabka" czy "Sklep u Irka. Tanio jak barszcz".
Niedawno informowaliśmy o mieszkańcu Zanzibaru, który nawet nauczył się języka polskiego i jest prawdziwą atrakcją wśród turystów. Nagrania z jego udziałem stały się prawdziwym hitem w sieci.
Polecieli na safari
Zanzibar to wyspa należąca do Tanzanii. To właśnie na afrykańskim lądzie można na żywo podziwiać safari. Aby móc poobcować z dzikimi zwierzętami w ich naturalnym środowisku, turyści z wyspy polecieli tam małym samolotem. "Lądowaliśmy wśród żyraf i antylop impala. Coś niesamowitego" - wspomina dziennikarka.
Po całym dniu wrażeń na kontynentalnej części Tanzanii, okazało się jednak, że przez problemy techniczne samolotu turyści nie mogli wrócić na wyspę.
"Na początku ludzie myśleli, że to żart. Potem jednak organizator wszystko potwierdził. Wkurzeni turyści, my również, kręcili się po prowizorycznym pasie startowym, potem dostaliśmy coś chłodnego na ostudzenie emocji z malutkiego sklepiku i czekaliśmy na instrukcje" - dodała kobieta.
Nocleg wśród Masajów
"W ekspresowym tempie organizator wycieczki zorganizował nocleg, w środku dżungli, w hotelu strzeżonym przez Masajów" - opisywała dziennikarka. Nocleg wśród lokalnej społeczności to wydatek rzędu 400 zł, jednak turyści z felernego lotu nie musieli nic dopłacać. Nieplanowany pobyt w hotelu pokrywał organizator wycieczki.
Kobieta była bardzo zadowolona z takiego rozwiązania - mogła spać w otoczeniu zwierząt znanych z "Króla Lwa" i przeżyć nietypową przygodę. Nie wszyscy jednak podzielali jej entuzjazm.
"W ramach buntu spora grupa opuściła swoje pokoje, koczując na recepcji hotelu. Niektóre osoby przysypiały w fotelach, z nogami na stole. Obsługa była, mówiąc delikatnie, zdezorientowana. Urażona - na pewno, bo w końcu wyszli do nas z pomocą, w trudnej i awaryjnej sytuacji" - opisywała.
Polacy sławni na Zanzibarze
Jak podaje dziennikarka, wielu Polaków w ramach buntu postanowiło nie spać. Nie podobało im się, że nie wrócą na wyspę. "Mieli pretensję do samego organizatora safari, mimo iż wysłał na miejsce swojego przedstawiciela, który również spał u Masajów i był do ich dyspozycji. Pojawiła się nawet propozycja nowego hotelu, również za darmo, ale turyści, w środku nocy, ostatecznie odmówili" - dodała kobieta.
"Po powrocie z safari cały hotel na Zanzibarze aż huczał. Okazało się, że o wyjeździe narosły niewyobrażalne plotki. Często niezgodne z prawdą. Wiele osób pytało mnie, jak ja w ogóle przeżyłam ten koszmar. Tak bym tego nie nazwała" - zakończyła.