Pasażerowie myśleli, że już po nich. Samolot zaczął gwałtownie spadać

Groźny incydent na pokładzie. Samolot zaczął spadać

W sieci nieraz pojawiały się mrożące krew w żyłach historie, których pasażerowie doświadczyli na pokładzie podczas lotu. Tym razem jednak fatalna wpadka stewardessy niemal doprowadziła do nieszczęścia. Wszystko wydarzyło się 11 marca w samolocie linii LATAM Airlines.

Dopiero po tygodniu przyczyny całego zdarzenia ujrzały światło dzienne. Samolot Boeing 787 leciał wówczas z Sydney do Auckland w Nowej Zelandii. W pewnym momencie stewardessa weszła do kokpitu, aby podać pilotom lunch. Wewnątrz było dość ciasno, przez co pracownica zupełnie przypadkowo nacisnęła ważny przycisk.

Wszystkiemu winna stewardessa. To był przypadek

Ze wstępnych ustaleń wynika, że stewardessa nacisnęła przełącznik pozycji fotela, na którym siedział jeden z pilotów. Ten zupełnie nie spodziewał się ostrego popchnięcia. Mocno nacisnął drążek sterowy i samolot zaczął gwałtownie spadać.

Czytaj też: Wraca zima. Mróz i śnieg już w niedzielę rozgoszczą się w kraju

Na szczęście po kilku sekundach udało mu się odzyskać kontrolę nad maszyną. Te kilka chwil wystarczyło jednak, żeby wywołać panikę na pokładzie. Niestety wielu pasażerów doznało obrażeń. Jak podają lokalne media, jeden z nich został rzucony o sufit, po czym upadł żebrami na podłokietnik fotela.

Pasażerowie trafili do szpitala

Ok. 50 pasażerów ze wszystkich 263 i dziewięciu pracowników pokładowych odniosło obrażenia. Czworo z nich pozostało następnego dnia w szpitalu. Ten groźny incydent skłonił Boeinga, by przypomnieć, jak ważne jest zabezpieczanie osłon przełączników w fotelach znajdujących się w kokpicie. Wspomniano też o instrukcji odcięcia zasilania foteli elektrycznych pilotów.

Za: Onet Podróże