Kraków: ceny jedzenia na jarmarku świątecznym odstraszają turystów
Po raz pierwszy od początku pandemii na rynku w Krakowie odbył się jarmark wielkanocny. Zarówno turyści, jak i rodowici mieszkańcy miasta natychmiast zaczęli skarżyć się na jedną rzecz - ceny. "Rozumiem, że jest inflacja, ale ceny jedzenia to jakiś żart" - przyznała jedna z mieszkanek Krakowa.
Jarmark świąteczny to jedno z najciekawszych wydarzeń dla turystów odwiedzających Kraków. Niestety ze względu na pandemię COVID-19 przez dwa lata jego organizacja była niemożliwa. Na szczęście w tym roku wielkanocne targi znowu się odbyły.
Jarmark w Krakowie - turyści skarżą się na ceny
Krakowski jarmark sprawił, że na Rynku Głównym zawitały tłumy, chcące zobaczyć atrakcje, jakie przygotowało dla nich miasto. Jak zwykle, liczne stoiska zaoferowały posiłki w postaci kiełbas, zup, pierogów i innych popularnych potraw oraz przysmaków regionalnych. Turyści jednak oniemieli, gdy zobaczyli ceny, jakie widniały na ich rachunkach.
- Natomiast jeśli chodzi o to, co możemy na jarmarku kupić, to oczywiście znowu okazało się, że jest bardzo drogo. Rozumiem, że jest inflacja, ale ceny jedzenia to jakiś żart. My z mężem zdecydowaliśmy się zjeść w jednej z restauracji zlokalizowanej tuż przy rynku. Przynajmniej było tam ładnie i smacznie. Zdecydowanie wolę taką opcję niż zjedzenie na jarmarku najdroższej kiełbasy ever - powiedziała dla portalu onet.pl mieszkanka Krakowa.
Ceny na jarmarku w Krakowie
Z okazji jarmarku wielkanocnego na Rynku Głównym pojawiło się aż 65 kiosków handlowych. Dziennikarka Onetu postanowiła przybliżyć czytelnikom, jak mniej więcej prezentowały się tegoroczne ceny. Okazało się, że za 100 g szaszłyka lub golonki trzeba było zapłacić 15 zł. Ponadto jedna porcja bigosu, kwaśnicy, fasolki po bretońsku czy gulaszowej wiązała się z rachunkiem wynoszącym 25 zł. Trochę taniej wychodziły zupy takie jak grzybowa, grochówka, pomidorowa czy barszcz czerwony.
Ceny to jednak nie wszystko, na co skarżyli się turyści. Jedni z przyjezdnych narzekali na nieprzyjazną atmosferę. Ich zdaniem tłumy obecne na rynku sprawiły, że jarmark stał się dla nich wręcz niekomfortowy.
- Byliśmy bardzo głodni, więc tylko dlatego skusiliśmy się na frytki... Jednak stolików jest tak mało, że musieliśmy czekać kilka minut, zanim się coś zwolni. Kiedy już usiedliśmy, poczuliśmy obrzydzenie. Resztki jedzenia po poprzednich gościach zostały na stole. No i cały czas czuć oddech na plecach kolejnych klientów, którzy chcą usiąść i zjeść. To było bardzo niekomfortowe - przyznali turyści dla portalu Onet.
Artykuły polecane przez redakcję Turysci.pl:
-
Amerykanie rezygnują z wyjazdów do Europy Środkowej i Wschodniej
-
Fatalna wiadomość z południa Polski. Popularna trasa zamknięta
-
W środku nocy zadzwonił telefon. Mogło dojść do nieszczęścia
Źródło: podroze.onet.pl