Wyszukaj w serwisie
turystyka Lotniska i linie lotnicze polska świat poradnik podróżnika quizy
Turysci.pl > Polska > Katastrofa samolotu w Beskidach, 53 osoby zginęły. Kolejna rocznica jednej z największych katastrof w Polsce
Maja Lachowicz
Maja Lachowicz 02.04.2020 16:24

Katastrofa samolotu w Beskidach, 53 osoby zginęły. Kolejna rocznica jednej z największych katastrof w Polsce

Katastrofa w Beskidach
Fot. wikimedia.commons/Mrug/CC BY-SA 4.0/https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0/

Katastrofa w Beskidach miała miejsce 2 kwietnia 1969 r. Samolot An-24, który należał do PLL LOT, wystartował z Warszawy o godzinie 15:20. W Krakowie miał lądować po 55 minutach, lecz nigdy tam nie dotarł. Doświadczony pilot Czesław Doliński ominął to miasto i poleciał dalej. Gdy minął radiolatarnię w Jędrzejowie, zniknął z radaru precyzyjnego na lotnisku w Balicach. Nikt nie wiedział, co się stało z samolotem.

Historia tragedii została opisana w książce 

Jarosław Reszka w książce "Cześć, giniemy!" opisał największe katastrofy lotnicze w powojennej Polsce. Tragedię w Beskidach opisał m.in. dzięki relacji gajowego, który mieszkał 3 km od  miejsca zdarzenia. 

- Sprzed leśniczówki roztacza się piękna panorama na okoliczne lasy i wzgórza, mimo wiosny przysypane jeszcze śniegiem. Początkowo widzieli więc wszystko jak na dłoni. Samolot leciał nisko. Gołym okiem można było dostrzec, że to maszyna pasażerska. Minął dwa niższe wzniesienia, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Policy. Wtedy stracili go z oczu. Maszyna weszła w obszar mgły i śnieżnej zadymki. Za chwilę rozległ się donośny huk - możemy przeczytać w książce "Cześć, giniemy!".

Samolot zderzył się ze zboczem Policy ok. 16:08, ścinając pas drzew o długości 200 m.

- Straszliwie okaleczone, pokawałkowane ciała. (…) Lewe skrzydło An-24 oderwało się i leży daleko od kadłuba, powyżej wierzchołków drzew. Oderwany ogon wcisnął się między trzy grube drzewa. Trzy-cztery metry od niego wygięte prawe drzwi samolotu. Dalej, ok. 30 m w przód, zdeformowane blachy kadłuba - opisał dalej Jarosław Reszka.

Od razu po katastrofie na miejsce wyruszyli milicjanci z Suchej Beskidzkiej, ratownicy medyczni oraz nieco później żołnierze z dywizji powietrzno-desantowej. Ok. 19:20 znaleźli roztrzaskaną maszynę, lecz nie było niestety w nim nikogo żywego. Przez 2 dni ratownicy z GOPR sprowadzali na dół ciała ofiar. Używali do tego sań, które zjeżdżały śliską rynną przez las. 

Katastrofa budzi wiele wątpliwości

Jarosław Reszka zaznaczył w książce "Cześć, giniemy!" fakt, że opinia publiczna nigdy nie usłyszała całej prawdy o tym wydarzeniu.

- Prokuratura Wojewódzka w Krakowie ustaliła, że wypadek nastąpił z winy pilotów. W uzasadnieniu podała: załoga nie miała dokładnego rozeznania czasu lotu. Wiele wskazuje na to, że w kabinie samolotu w ogóle nie prowadzono własnej nawigacji, zdając się na informację kontrolerów lotu - napisał Reszka, poddając w wątpliwość błąd pilota z 20-letnim doświadczeniem.

Gdy powołano drugą komisję, stwierdziła ten sam błąd załogi na pokładzie samolotu oraz dodała, że obsługa lotniska również jest winna katastrofie. Oskarżono 4 osoby pracujące wtedy na lotnisku, lecz nigdy nie usłyszały wyroku. Objęła je amnestia z 22 lipca 1969 r. Spekulacje trwają nawet po wielu latach, przedstawiane są scenariusze zakładające m.in. udział rosyjskiej rakiety, czy celowe ominięcie lotniska przez pilota, by udać się do któregoś z państw zachodniej Europy. Na miejscu tragedii ustawiono pomnik w kształcie pionowego statecznika samolotu oraz tablicę, na której umieszczono nazwiska wszystkich ofiar - 47 pasażerów i sześciu członków załogi.

Źródło: wnp.pl