“Zwłoki leżały przeważnie głęboko pod śniegiem”. Tragedia w polskich górach
Turyści wyszli na szlak mimo ostrzeżenia przed lawiną. 20 marca przypada rocznica tragedii, która miała miejsce w 1968 roku w Białym Jarze.
W wyniku zdarzenia zginęło 19 osób. To była największa tragedia w polskich górach.
Turyści nie posłuchali ostrzeżenia
Jeden z ratowników GOPR-u, Jerzy Janiszewski, zawsze rano dzwonił do zarządu Funduszu Wczasów Pracowniczych oraz kierowników poszczególnych ośrodków wypoczynkowych. Wszystko po to, aby poinformować ich o zagrożeniach związanych z prowadzeniem wycieczek przez niebezpieczne tereny. Ostrzeżenie to zostało również przekazane 20 marca. Pomimo tego, że część turystów posłuchała i zdecydowała się zawrócić do Karpacza, kilka grup postanowiło jednak kontynuować swoją wyprawę.
Najliczniejsza z tych grup składała się ze studentów Instytutu Górniczego w Kujbyszewie. Ratownik GOPR, Andrzej Brzeziński, zapamiętał, że żaden z członków grupy z Kujbyszewa nie był odpowiednio przygotowany pod względem obuwia. "Dziewczyny poszły w szpilkach, a mężczyźni w półbutach" - wspominał. W obszarze zagrożonym znaleźli się także turyści z Niemieckiej Republiki Demokratycznej oraz z Polski.
Brakowało sprzętu do akcji ratunkowej
Około godziny 11 międzynarodowa grupa turystyczna, dotarła do miejsca, gdzie droga prowadziła na zbocze Kopy, w kierunku górnej stacji wyciągu. W pewnym momencie jeden z Niemców nagle odsunął się na bok, za drzewka, co uratowało mu życie. W tym samym czasie z górnych partii Białego Jaru zeszła lawina.
Akcja ratunkowa została zainicjowana w ciągu kilkunastu minut od zdarzenia. Niestety, brakowało niezbędnego sprzętu. Na początku ratownicy musieli korzystać z łopat do węgla. Wczesnym popołudniem do operacji dołączyli żołnierze z Jeleniej Góry oraz ratownicy z czeskiej Horskiej Służby. Łącznie w akcji uczestniczyło 1100 osób. Turyści zostali przysypani błyskawicznie. To była kwestia kilku/kilkunastu sekund. Niektórzy nawet nie byli świadomi tego, co się dzieje" - powiedziała specjalistka.
Potężna lawina w Białym Jarze
Zaledwie 5 spośród 24 osób, które znalazły się w obszarze zagrożonym, przeżyło. Lawina miała około 750 metrów długości i średnio do 80 metrów szerokości. Na tej rozległej powierzchni średnia grubość śniegu wynosiła do pięciu metrów, a w najbardziej stromym fragmencie aż do 24 metrów. Z obliczeń wynikało, że w lawinie zeszło ponad 50 tysięcy ton śniegu. Już prawie od samego początku było jasne, że szanse na znalezienie kogoś żywego pod masą białego puchu były niewielkie.
"Zwłoki leżały przeważnie głęboko pod śniegiem, na dnie lawiniska, wplątane w konary wyrwanych z korzeniami drzew. Po wysondowaniu miejsca położenia zwłok, trzeba było się do nich dostać, kopiąc wąskie a głębokie na dwa do trzech metrów jamy. Bywało tak, że aby wydobyć ciało, trzeba było najpierw odciąć piłką gałęzie, w które było wplątane. Miejsca było mało, pracowało się więc samym brzeszczotem" - wspominał Stanisław Jawor, jeden z uczestników akcji ratunkowej.
Źródło: rmf24.pl
Czytaj więcej: W Dino właśnie się zaczęło. Wyjątkowa oferta, klienci będą zachwyceni