Zaczęło się o 5 rano. "Gejzer" trującego dymu bucha w sercu Polski
Wybuch tykającej bomby ekologicznej w Zgierzu był tylko kwestią czasu. Po raz kolejny doszło do eksplozji toksycznego gejzera. Mieszkańcy są zrozpaczeni, gdyż ten problem nawiedza ich od lat. Z powodu śmierdzącego dymu trudno im wyjść z domu. Zgierzanie domagają się konkretnych działań, jednak ich prośby odbijają się od ściany.
Bomba ekologiczna wybuchła w Zgierzu. Miasto nazwano "polskim Czarnobylem"
Mieszkańcy Zgierza zmagają się z trującym problemem. Po raz kolejny doszło do wybuchu tak zwanego “gejzera” na ulicy Miroszewskiej. Nad miastem unosi się jasny, gryzący dym i rozprzestrzenia się także na okoliczne miejscowości. Do eksplozji trujących odpadków doszło na terenie dawnych zakładów “Boruta”. Szacuje się, że zalega tam ponad 800 tysięcy ton różnych odpadów , nie tylko po zamkniętej fabryce, ale również śmieci, które były przez wiele lat zrzucane w tamtym miejscu.
Pani Marta, jedna z mieszkanek Zgierza tak opisywała początek zdarzenia w rozmowie z TVN24:
Około godziny 5 dym i smród chemii był na osiedlu, po otwarciu balkonu nie dało się wytrzymać.
Sytuacja jednak może wymknąć się spod kontroli. Dym kieruje się w stronę Łodzi.
Sytuacja w Zgierzu może wymknąć się spod kontroli
Zgierz od dawna jest nazywany “polskim Czarnobylem”. Dokładnie nie wiadomo, jakie chemikalia znajdują się na wysypisku na terenie dawnych zakładów “Boruta”. Istnieją podejrzenia, że mogą to być nawet pozostałości po gazach bojowych z okresu wojny.
Chemiczny dym zajął już spory obszar miasta i może dotrzeć nawet do Łodzi. W miejscu wybuchu pracują dwa zastępy straży pożarnej. Standardową procedurą w takich przypadkach jest zalewanie źródła pożaru. Jednak to rozwiązanie może jedynie załagodzić problem, lecz nie uda się go wyeliminować i za jakiś czas znów powróci, czego najbardziej obawiają się mieszkańcy Zgierza i okolic. Zresztą wielokrotnie skarżyli się, że władze nie robią nic, aby skończyć sprawę raz na zawsze.
Powracający problem mieszkańców Zgierza
Pożary w Zgierzu zaczęły wybuchać już w czerwcu. Miejsce po dawnej fabryce barwników “Boruta” od dawna przysparza poważnych problemów mieszkańcom. Na obszarze po zamkniętym zakładzie zalegają toksyczne odpady , a chemikalia w nich zawarte oddziałują na glebę i wody gruntowe.
Ta powierzenia liczy około 16 hektarów i często dochodzi tam do samozapłonów i mniejszych pożaru, co prawdopodobnie jest skutkiem zachodzących procesów biologicznych. Mieszkańcy od lat skarżą się na to wysypisko oraz smród. Jak na razie jednak sprawa pozostaje nierozwiązana.