Wyszukaj w serwisie
turystyka Lotniska i linie lotnicze okiem turystów polska europa świat poradnik podróżnika archeologia quizy
Turysci.pl > Świat > Spełniłam największe podróżnicze marzenie. Zaczęło się od Sajgonu
Klaudia Zawistowska
Klaudia Zawistowska 13.02.2024 18:19

Spełniłam największe podróżnicze marzenie. Zaczęło się od Sajgonu

Sajgom
Fot. Turyści.pl/Klaudia Zawistowska

Podróżując po Europie, czułam, że powoli zaczynam oglądać to samo. Ludzie i kultura są co prawda inne, ale zawsze podobne. W pewnym momencie wiedziałam, że jeśli chcę znów poczuć emocje związane z odkrywaniem czegoś nowego, muszę ruszyć na kolejny kontynent. Wybór padł na Azję, o której marzyłam od dawna.

Ponieważ moje doświadczenie z Azją ogranicza się do Turcji, stwierdziłam, że nie chcę tam ruszać  w pojedynkę i na własną rękę. Tym razem postawię na wycieczkę z biurem podróży. Po przejrzeniu wielu dostępnych ofert wybór padł na Solistów i kierunek moich marzeń, czyli Wietnam, kraj smoka, który jeszcze nie został zniszczony masową turystyką.

Wietnam tylko z paszportem i wizą. Jak ją zdobyć?

Dlaczego Wietnam? To pytanie było jednym z pierwszych, jakie zadał nam Janek, lider naszego wyjazdu. W moim przypadku odpowiedź przyszła dość szybko. Chciałam poznać Azję, ale nie tę bliską, podobną do Europy, a "prawdziwą" – dziką, pełną lasów, może nie do końca odkrytą i zmienioną przez turystów. Wyborem numer dwa była Tajlandia, ale ta bardzo mocno zmieniła się pod naciskiem masy podróżnych. W rozmowach potwierdziło mi to wiele osób, które miały okazję ją zwiedzać.

Chwilę po zarezerwowaniu wyjazdu i nawiązaniu współpracy z Solistami, przyszedł czas na złożenie wniosku o wizę. Na szczęście nie musiałam udać się na spotkanie w ambasadzie. Podróżni z Polski mogą ubiegać się o e-wizę, która wydawana jest nawet na 90 dni. Podczas wypełniania wniosku można wybrać, czy interesuje nas dokument, który uprawnia do jednokrotnego wjazdu na teren Wietnamu, czy do wielokrotnego przekraczania jego granic.

Soliści - logo.jpg
Materiał we współpracy z biurem podróży Soliści

Z pomocą w uzyskaniu wietnamskiej wizy przyszli Soliści. Na kilkanaście dni przed planowanym wyjazdem otrzymałam od nich maila z instrukcją i niezbędnymi linkami. Po wypełnieniu internetowego wniosku i wniesieniu opłaty (25 dolarów w przypadku jednokrotnego wjazdu i 50 dolarów dla wielokrotnego przekraczania granicy) pozostało czekać. Niezbędny dokument otrzymałam po czterech dniach roboczych. Ale nie warto czekać z tym do ostatniej chwili. W niektórych przypadkach wiza może zostać wystawiona dopiero po 15 dniach roboczych.

Jak dolecieć do Wietnamu? Prawie spóźniłam się na lot z Lotniska Chopina

Po zdobyciu dokumentów przyszedł czas na pakowanie. Zrezygnowałam z walizki na rzecz plecaka turystycznego, ale zmieszczenie tam wszystkich rzeczy nie było łatwe. W planach miałam bowiem 17-dniową wyprawę podczas której przejeżdżałam przez cały kraj.

Prognozy pogody wskazywały, że na południu będę cieszyć się ponad 30-stopniowymi upałami, a na północy temperatura będzie spadać w okolice 10 st. C, albo nawet poniżej. Miało nie brakować słońca, ale i deszczu, a w programie były trekkingi, wypady na kajaki, przejażdżki rowerami i plażowanie. Tu znów z pomocą przyszli Soliści, którzy przysłali uczestnikom listę niezbędnych rzeczy. Ostatecznie mój bagaż ważył niespełna 14 kg, a limit wynosił 20 kg.

Po pakowaniu przyszedł czas na lot. Sposobów na dotarcie do Wietnamu jest kilka, ale każdy wiąże się z przesiadką. Można lecieć m.in. przez Stambuł lub Dubaj. Właśnie tę ostatnią opcję wybrali Soliści, którzy rezerwowali mój bilet. Podróż odbywała się na pokładzie linii Emirates, a ponieważ przesiadka trwała kilka godzin, biuro zarezerwowało nam dodatkowy nocleg w Dubaju.

Widok z hotelu w Dubaju - Klaudia Zawistowska.jpg
Widok z hotelu w Dubaju - Fot. Klaudia Zawistowska

Jednak niewiele brakowało, żeby moja przygoda skończyła się już na warszawskim Lotnisku Chopina. Najpierw podczas nadawania bagażu okazało się, że na mój lot ma overbooking, przez co nie otrzymałam miejsca w samolocie. Później czas płynął błyskawicznie, a wychodząc z toalety, zobaczyłam, że mam ostatnie wezwanie na pokład. Sprint do bramki, chwila nerwów, ale udało się. Dostałam kartę pokładową i mogłam ruszyć ku przygodzie życia. Dobę później postawiłam pierwsze kroki w Ho Chi Minh, czyli dawnym Sajgonie.

Posiłek w Emirates - Klaudia Zawistowska.jpg
Posiłek na pokładzie Emirates - Fot. Klaudia Zawistowska

Pierwsze zderzenie z Sajgonem i porada, dzięki której przetrwałam wyjazd

Lądowanie, uderzenie gorącego powietrza i ciągnąca się w nieskończoność kolejka do okienka strażnika granicznego. To moje pierwsze wspomnienia z Ho Chi Minh, czyli dawnego Sajgonu. Nazwa miasta została zmieniona po tym, jak wspierany przez USA południowy Wietnam przegrał wojnę z komunistyczną północą. Nowa nazwa nie jest przypadkowa. Została nadana na cześć Ho Chi Minha – premiera, prezydenta, a także założyciela i przywódcy Komunistycznej Partii Indochin.

Po otrzymaniu pieczątki w paszporcie ruszam w kierunku krzyczących Wietnamczyków. Sprzedają oni karty SIM. Za 40 zł wykupuję kartę na której mam nielimitowany internet. Następnie z lotniska mnie i pozostałą część grupy odbiera Janek. Po chwili taksówką ruszamy w kierunku naszego hotelu.

Światła, ciągły dźwięk klaksonów, tysiące skuterów i brak jakichkolwiek przepisów ruchu drogowego. To moje pierwsze spostrzeżenia z Sajgonu. Kiedy przyszło nam po raz pierwszy przejść na drugą stronę ulicy, Janek udzielił nam złotej rady. – Przechodząc przez ulicę, bądźcie pewni, idźcie stałym tempem i utrzymujcie kontakt wzrokowy z kierowcami skuterów. Oni was ominął. Jeśli jedzie autobus, nawet nie wchodźcie na ulicę. On się nigdy nie zatrzyma – wyjaśnił. Tych zasad wszyscy trzymaliśmy się do końca wyjazdu i wróciliśmy w jednym kawałku, choć łatwo nie było.

Ponieważ był już późny wieczór, odświeżyliśmy się szybko w hotelu, a następnie ruszyliśmy na podbój nocnego Sajgonu. Tak trafiliśmy na najbardziej imprezową ulicę w mieście, zjedliśmy fantastyczną kanapkę z wołowiną i nie wiem czym jeszcze za niecałe 6 zł, wypiliśmy piwo w knajpie za 3 zł. Próbowaliśmy też usłyszeć, co mówią inni, ale w gwarze rozmów przy sąsiednich stolikach, a przede wszystkim przy głośnej muzyce płynącej z każdej strony, nie było to łatwo. Mimo tego już wtedy wiedziałam, że będzie to najlepsze 16 dni mojego życia.

Sajgon - Klaudia Zawistowska.jpg
Imprezowa ulica w Sajgonie - Fot. Klaudia Zawistowska

Materiał powstał w ramach współpracy z biurem podróży Soliści. Przez najbliższe dwa tygodnie będę regularnie relacjonować moją przygodę w Wietnamie. Opiszę atrakcje, podzielę się poradami i refleksjami na temat kraju smoka. Jeżeli macie jakieś pytania, piszcie śmiało na adres [email protected] lub na Facebooku Turystów. Będę odpowiadać.