Samolot LOT-u wpadł w szczelinę. Niezwykle rzadkie zjawisko zaskoczyło pasażerów
Podróże samolotami są bardzo szybkie, jednak kiedy w grę wchodzi lot na inny kontynent, wówczas potrafią ciągnąć się w nieskończoność. Na taki wariant byli gotowi pasażerowie LOT-u, którzy lecieli z USA do Polski. Wszystko jednak uległo zmianie po wpadnięciu maszyny w nietypową szczeliną.
Podróż LOT-em z USA szybka jak nigdy
Pasażerowie, którzy we wtorek 31 października wsiadali na pokład Dreamlinera w barwach PLL LOT, nie spodziewali się, że podczas przelotu czeka ich bardzo miła niespodzianka. Pierwotnie ich podróż z Newark w USA do Warszawy miała trwać blisko 8 godzin. Jednak w powietrzu wydarzyło się coś niezwykle rzadkiego.
Od kilku dni nad Atlantykiem panują świetne warunki, dzięki czemu samoloty latają między Ameryką Północną a Europą z zawrotną prędkością dzięki szczelinie pędu strumieniowego. Właśnie w taką szczelinę wpadł samolot LOT-u. Efekt był oszałamiający.
Pędzili z zawrotną prędkością. Na Lotnisku Chopina wylądowali godzinę szybciej
O tym, jak wyglądała podróż z USA do Polski, na Twitterze poinformował rzecznik PLL LOT Krzysztof Moczulski. Jak się okazało, Dreamliner pędził z zawrotną prędkością 1230 km/h. Dodajmy, że prędkość dźwięku to 1224 km/h, a normalnie samoloty nad Atlantykiem latają nieco ponad 900 km/h.
Konsekwencje tak znaczącego przyspieszenia były bardzo przyjemnie dla pasażerów. Jak poinformował Moczulski, ich podróż z USA do Polski trwała "tylko" 6 godzin i 55 minut. Oznacza to, że była o ok. godzinę krótsza niż przewidywał to rozkład lotów. Jest to oficjalny rekord przewoźnika na tej trasie.
Takich przypadków jest znacznie więcej. W zasadzie wszystkie samoloty latające z USA i Kanady do Europy wpadały w szczelinę i znacząco przyspieszały. Prawdziwym rekordzistą jest samolot transportowy linii KLM, który z USA startował z czterogodzinnym opóźnieniem, a w Amsterdamie zameldował się z niespełna dwugodzinnym poślizgiem.
Błyskawiczne loty zasługą huraganu Ciran
Wyjaśnieniem tego, co dzieje się nad Atlantykiem zajęła się meteorolog CNN Sara Tonks. Jak się okazuje, wszystkiemu winny jest huragan Ciran, który od. kilku dni sieje spustoszenie w północnej i zachodniej Europie, a w piątek 3 listopada dotarł również do Polski.
– Napływ zimnego powietrza, który nastąpił w tym tygodniu w Stanach Zjednoczonych, spowodował wzrost różnicy temperatur między Stanami Zjednoczonymi (zimno!) a Oceanem Atlantyckim (ciepło!). Ten wzrost gradientu temperatury zwiększa prędkość prądu strumieniowego, która jest napędzana różnicami temperatur – wyjaśniła.