Wyszukaj w serwisie
turystyka Lotniska i linie lotnicze polska świat poradnik podróżnika quizy
Turysci.pl > Na topie > Leżałam pod kroplówką na wakacjach w Turcji. O tej rzeczy musisz zawsze pamiętać na wyjazdach
Marlena Kaczmarek
Marlena Kaczmarek 12.09.2023 09:28

Leżałam pod kroplówką na wakacjach w Turcji. O tej rzeczy musisz zawsze pamiętać na wyjazdach

Kroplówka w Turcji
fot. Marlena Kaczmarek / Turyści.pl

Na początku września wybrałam się na wakacje do mniej turystycznego regionu Turcji. Nie spodziewałam się, co spotka mnie na miejscu. O epidemii, która rozprzestrzenia się w lokalnej wodzie dowiedziałam się dopiero od lekarzy, którzy podłączyli mi kroplówkę. 

Gdyby nie jedna rzecz przed wyjazdem, mogłoby być ze mną krucho. 

Pojechałam na nieco inne wakacje do Turcji

Moje tegoroczne wakacje różniły się od tych, jakie zwykle wybierają moi znajomi. Nie zdecydowałam się na all inclusive czy chociażby jedną z bardziej popularnych destynacji. W zamian za to wybrałam mniej turystyczny region Turcji - Giresun. Miasto położone jest nad Morzem Czarnym i słynie z produkcji orzechów laskowych.

Na miejscu nie zastałam Turcji z kolorowych pocztówek. Zaśmiecone plaże ze zdechłymi szczurami, śmierdzące ulice i brudna woda w kolorze ścieku w morzu szybko mi uświadomiły, że ten wyjazd będzie inny, niż wszystkie. W hotelu panowały całkiem przyzwoite warunki. Było czysto. 

Turcja, fot. Marlena Kaczmarek.jpg

W restauracji zaskoczyła mnie ilość spożywanego przez Turków mięsa i węglowodanów. Kotlety z frytkami, ryżem i chlebem przestały dziwić już po trzech dniach pobytu. Równie szybko zapomniałam o warzywach. Do tego były niezliczone hektolitry napojów gazowanych i wody pakowanej w 200 ml pojemnikach. Ilość zużywanego plastiku w Turcji zasługuje na osobny artykuł. 

Złapałam wirusa w Turcji

Do Giresun przyleciałam w czwartek późnym wieczorem. Mimo, że na co dzień nie jem za dużo mięsa, chciałam spróbować tamtejszej kuchni. W niedzielę po obiedzie nagle poczułam mdłości. I się zaczęło. Nigdy w życiu nie zwróciłam tak dużej ilości zawartości żołądka. 

Czułam się fatalnie i miałam wrażenie, że z godziny na godzinę było tylko gorzej. Bardzo szybko straciłam siły, nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Wiedziałam, że to nie było zwykłe zatrucie pokarmowe. Niestety, nie miałam przy sobie żadnych leków na moje dolegliwości. Czarna herbata nie pomagała. Jedyne o czym myślałam, to powrót do Polski, jednak przede mną było wówczas jeszcze siedem dni “wakacji”. 

Ubezpieczenie podróżne uratowało mi zdrowie

Podróżując po Europie zawsze mam przy sobie ważną Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ), która uprawnia do korzystania z darmowej opieki medycznej na podobnych zasadach, jak miejscowi. W Turcji jednak ta karta nie działa. Z tego powodu przed wyjazdem zdecydowałam się na ubezpieczenie turystyczne. Wybrałam ofertę Warta Travel. Za całkiem dobre warunki, tj. koszty leczenia 400 tys., pomoc assistance do 1 mln zapłaciłam 99 zł na 10 dni podróży.

Dochodziła 21 wieczorem w niedzielę, a ja czułam się coraz gorzej. Koleżanka namawiała mnie, bym skorzystałą z polisy ubezpieczeniowej. Początkowo miałam pewne obawy. Przede wszystkim - rozmowy telefoniczne z Turcji do Polski są horrendalnie drogie i wizja czekania długich minut na połączenie z infolinią mnie nie przekonywała. Druga sprawa - powątpiewałam, że uda mi się uzyskać pomoc w niedzielę wieczorem.

Mimo to, zadzwoniłam. Dużym zdziwieniem dla mnie było to, że pracownik Warty właściwie od razu odebrał telefon. Sprawnie zweryfikowano moją tożsamość i polisę. Po wysłuchaniu moich objawów, pan zapewnił mnie, że jeszcze tego dnia otrzymam pomoc. Cała rozmowa trwała zaledwie 8 minut. O wiele krócej, niż przypuszczałam. Ok godz.. 21:30 otrzymałam kolejny telefon. Warta skontaktowała się z lokalnym ubezpieczycielem, który umówił lekarzy na wizytę w hotelu. 

Lekarze podłączyli mnie pod kroplówkę w Turcji

Medycy przybyli do mnie ok. 22:30 w niedzielę. Podali odpowiednie leki oraz kroplówkę. Otrzymałam też receptę na antybiotyk. Okazało się, że w regionie Giresun jest epidemia, która rozprzestrzenia się poprzez wodę w kranie oraz tę spływającą z pobliskich gór. Zakazić się mogłam np. biorąc prysznic czy jedząc owoce. Po czterech dniach moje objawy ustały.

W poniedziałek pracownicy Warty ponownie się ze mną skontaktowali, by zapytać, jak się czuję i czy potrzebuję dalszej pomocy. O ile wybór wakacyjnej destynacji nie należał do trafionych, o tyle mogę potwierdzić, że kupno ubezpieczenia podróżnego było najlepszym, co mnie spotkało na urlopie. Zachęcam wszystkich, by nie bagatelizować tej kwestii i przed każdym wyjazdem zaopatrzyć się w odpowiednią polisę.