Kazał 10-letniej córce samej zejść ze szlaku w Bieszczadach. Kuriozalne tłumaczenia ojca
We wtorek 25 lipca pewna polska rodzina wybrała się na Połoninę Wetlińską w Bieszczadach. 10-letnia dziewczynka poczuła się bardzo zmęczona i nie chciała dalej iść. Ojciec dziecka polecił jej samodzielnie zejść ze szlaku do schroniska. Teraz się tłumaczy.
Ojciec 10-latki nie widział problemu w tym, że kazał małej dziewczynce samodzielnie iść szlakiem czerwonym w stronę schroniska. Na szczęście po drodze podłączyła się pod grupę harcerzy, którzy zawiadomili policję.
Miała samodzielnie wracać szlakiem czerwonym
- We wtorek rodzina wybrała się na Połoninę Wetlińską w Bieszczadach. Na szczycie 10-latka poczuła się zbyt zmęczona, by iść dalej szlakiem czerwonym - powiedziała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" rzeczniczka powiatowej policji w Lesku Katarzyna Fechner.
- Chciała wrócić do schroniska. Wówczas ojciec polecił jej, by sama zeszła ze szczytu, a następnie znalazła sobie jakiś transport do Wetliny. Sam poszedł dalej - dodała oficer prasowa policji. Ojciec miał pod opieką młodszych braci dziewczynki.
Dziewczynka trafiła na grupę harcerzy
Dziecko po drodze trafiło na grupę harcerzy z przewodnikiem. 10-latka nie chciała wyjawić, jak się nazywa. Na pytanie, gdzie są rodzice, miała odpowiedzieć, że "są w górach na szlaku, ale nie wie, gdzie dokładnie".
- To dziecko musiało zejść najpierw czerwonym szlakiem, potem łącznikiem zielonym i dopiero dojść do szlaku żółtego. Może dobrze, że przewodnik wcześniej je zauważył i sprowadził dalej, bo nie wiemy, czy by nie zabłądziło - dodała rzeczniczka.
Kuriozalne tłumaczenia ojca 10-latki
Według policji, ojciec miał mieć pretensje do przewodnika, że ten powiadomił służby. - Tłumaczył, że córka jest bardzo samodzielna. W Warszawie, gdzie mieszkają, wraca ze szkoły sama - oznajmiła Fechner.
Za: “Gazeta Wyborcza”