Pan Marcin wszedł na Giewont. To, co zobaczył na krzyżu wprawiło go w oburzenie. Wszystko przez turystów
Góry są naszym wspólnym dobrem narodowym, o które musimy dbać. Dla turystów budowana jest infrastruktura, taka jak oznaczenia szlaków, schroniska czy wiaty. Są jednak niszczone przez wandali, a także "upiększane" przez osoby, które pozostawiają w charakterystycznych punktach np. wstążki czy kapelusze.
Góry są patrolowane przez leśników i strażników parku
Leśnicy wraz ze strażnikami parków narodowych dbają o to, by szlaki pozostawały w dobrym stanie, a zabytkowe elementy nie uległy zniszczeniu. Marcin Strączek-Helios jest leśniczym z Obwodzie Ochronnym Kuźnice w Tatrach i w rozmowie z Interią opowiedział o swojej pracy w obrębie tak popularnych miejsc, jak Giewont.
- Osiemnaście lat [pracy, przyp. red.] stuknęło w tym roku. Będąc jeszcze w szkole średniej dorabiałem w wakacje jako robotnik gospodarczy. Pracowałem też sezonowo w trakcie studiów, a na stałe jestem w parku od 2009 roku. Najpierw byłem strażnikiem i podleśniczym na Łysej Polanie, potem leśniczym w Morskim Oku, a od połowy 2016 roku jestem leśniczym w Kuźnicach - powiedział pan Marcin Interii.
Opieka nad tak popularnym miejscem jak Giewont nie należy do łatwych. Mnóstwo osób przewija się tam każdego dnia, zostawiając po sobie mniejszy bądź większy ślad. Krzyż postawiony przez mieszkańców stale zmienia swój wygląd, za sprawą napisów, flag i drobnych przedmiotów.
Niszczenie obiektów na szlakach nadal się zdarza
Pierwsze wejścia na Giewont jako pracownik mogły wywoływać oburzenie. Turyści przyczepiają do słynnego krzyża drobne przedmioty, kłódki, a także podpisują się na nim. Trudno znieść na spokojnie ten widok, ale niepotrzebne rzeczy trzeba zabrać na dół.
- To faktycznie jest problem. Żeby nad tym zjawiskiem zapanować, potrzebowalibyśmy wielu strażników, dyżurujących od świtu do zmierzchu w terenie. Nie ma takiej możliwości. Przypadków wandalizmu jest coraz mniej, ale nadal się pojawiają. Wchodzę na Giewont dwa - trzy razy w miesiącu, za każdym razem ściągam z krzyża masę rzeczy: od flag przez wstążki, kapelusze, różańce, obrazki, karteczki, listy. Chyba nic mnie już tam na górze nie zaskoczy. Za każdym razem jest też jakaś nowa data zapisana flamastrem na konstrukcji krzyża, są inicjały, czasem imię i nazwisko, a nawet życzenia, numer telefonu, wspomnienia z udanego pobytu w Tatrach - wyznał leśniczy w rozmowie z Interią.
Numery telefonów mogłyby pomóc w ujęciu sprawców, lecz nie zawsze są prawdziwe. Leśniczy zapisuje notatkę służbową i przekazuje ją straży parku. Wtedy może rozpocząć się szukanie sprawców, w które angażuje się także policja i mieszkańcy okolic.
1 . Boże Narodzenie 2020: Co dalej z krajowymi restrykcjami? Setkom osób może się nie spodobać. Ważna wiadomość dla osób wyjeżdżających na święta 2 . Za wysłanie jednego SMS-a mieli otrzymać gotówkę. Tysiące ludzi może mówić o wielkim nieszczęściu 3 . Prawdziwy hit internetu. Zrobił jedno zdjęcie na wycieczce. Wystarczyło, aby mówił o nim cały świat
Wstawiając zdjęcie z wycieczki można podpaść strażnikom
Turyści powinni też uważać na to, co publikują w mediach społecznościowych. Strażnicy parków śledzą poczynania osób wstawiających fotografie, które są dowodem na złamanie zasad. Usunięcie części zdjęć może się przyczynić do ograniczenia podobnych zachowań u naśladowców.
- Taki jest nasz zamysł. Swoją drogą to bardzo egoistyczne podejście, żeby chodzić po górach tylko po to, żeby się pochwalić zdjęciem przed innymi. Nie lepiej znaleźć w Tatrach kawałek ciszy i spokoju, posłuchać szumu wiatru i poobcować z przyrodą? Patrząc na niektóre profile mam wrażenie, że ważniejsze dla takiego turysty jest jego własne ego - wyraził swoją opinię Marcin Strączek-Helios
Każdy turysta, który widzi osoby niszczące tabliczki na szlakach czy zaczepiające coś na krzyżu, powinien zareagować. Czasem wystarczy zwrócić komuś uwagę, by się zawstydził i przestał szkodzić. Można też zabierać ze sobą śmieci, które znalazły się poza koszami, co korzystnie wpłynie na środowisko naturalne.
Źródło: Interia