"Brytyjczycy robili to od rana do nocy". Tak wyglądało moje najtańsze all inclusive w Grecji
O najtańszym wyjeździe na all inclusive nie mówi się najlepiej. Większości osób wydaje się, że taki wyjazd od razu oznacza, że w hotelu będzie brud, a na stole pojawią się tylko odgrzewane dania. Prawda jest jednak inna.
Mój kalendarz wyjazdowy zawsze jest pełen. W maju podjęłam jednak decyzję, że w tym roku we wrześniu chciałabym pojechać na all inclusive. Budżet był dość napięty, dlatego decyzja była prosta, rezerwuję jedną z najtańszych ofert. Ostatecznie wybór padł na Chersonisos we wschodniej części Krety. Wycieczkę zarezerwowałam w biurze TUI.
Najtańsze all inclusive w Grecji. Opinie nie były najlepsze, ale zaryzykowałam
Za tygodniowy wyjazd zapłaciłam 2,8 tys. zł od osoby. Do tego doszło ubezpieczenie podróże i wynajęcie auta. W sumie koszt wyjazdu od osoby nieznacznie przekroczył 3 tys. zł. Co i tak było poniżej tegorocznej średniej ceny rezerwacji .
Przed dokonaniem rezerwacji dokładnie sprawdziłam opinie na temat hotelu i to nie tylko na stronie TUI, ale również innych biur podróży i pośredników. Oceny, jak to zwykle bywa, były bardzo mieszane. Podczas gdy jedni podkreślali, że standard hotelu był adekwatny do ceny, inni wskazywali, że w pokojowych łazienkach jest grzyb, przez serwowane jedzenie nabawili się zatrucia żołądkowego, a przez głośną muzykę nie mogli spać przez całą noc. Jak było naprawdę?
Wakacje na Krecie. My byliśmy zadowoleni. Reszta narzekała
Tym, co bardzo mnie zaskoczyło, była czystość w pokojach. Były sprzątane każdego dnia, dlatego do niczego nie można było się przyczepić. Dużym plusem okazał się pokaźnych rozmiarów prysznic. Za minus niektórzy uznaliby umywalkę, która znajdowała się tuż obok muszli klozetowej. W pokoju oprócz łóżek była również szafa, która pomieściła ubrania trzech osób, dwie szafki nocne i toaletka z podświetlanym lustrem. Nic wielkiego, ale wystarczająco, żeby się wyspać i odpocząć po całym dniu zwiedzania i plażowania.
Największą niespodzianką wyjazdu okazało się jednak jedzenie. Choć wybór nie był wielki, to bez trudu można było znaleźć coś dla siebie, a wszystkie dania były naprawdę dobrej jakości. Do tego podczas obiadów i kolacji nie brakowało lokalnych akcentów – musaki, muli, czy risotto z owocami morza. Mimo tego wielu polskich turystów narzekało, głównie, że jedzenia jest za mało (choć obsługa cały czas donosiła świeże porcje), albo po prostu nie podawało żadnych argumentów, tylko machało ręką.
Minusem z pewnością były leżaki przy basenie. I nie chodzi tu o to, że było ich za mało, a goście musieli o nie walczyć. Wiele miejsc rzeczywiście było zajętych jeszcze przed śniadaniem (mimo iż basen otwierano dopiero ok. godziny 10), ale wiele z nich pozostawało wolnych przez cały dzień. Problemem była za to czystość leżaków. Widać wyraźnie, że czasy świetności mają już dawno za sobą. Na szczęście wystarczyło położyć na nich ręcznik, żeby móc się opalać. Za sprawą głośnej muzyki, o spokoju nie mogło być mowy, ale to typowe w takich miejscach.
Brytyjczycy robili to od rana do nocy, a Polacy dotrzymywali im kroku
Przy okazji takiego wyjazdu lubię obserwować turystów z innych krajów. W Porto Plaza oprócz Polaków wypoczywało również wielu Brytyjczyków. Moją uwagę przykuły zwłaszcza trzy Brytyjki. Dwie w wieku ok. 30-40 lat i jedna w wieku 65+. Najpewniej nie zapamiętałabym ich, gdyby nie dwa fakty. Po pierwsze nie widziałam, żeby opuszczały teren hotelu, zawsze były w pobliżu basenu lub baru. Po drugie, od godziny 10, kiedy otwierano bar do godziny 22, kiedy go zamykano, cały czas stały z kolejnym kubkiem wina lub piwa. I tak przez cały tydzień. W jednej z luźnych rozmów potwierdził to również barman, który polewał i kolejne drinki.
Polacy również nie odmawiali sobie "darmowego" alkoholu, za który zapłacili, decydując się na standard all inclusive. Podczas krótkiej wieczornej rozmowy, jeden z wczasowiczów z naszego kraju przyznał, że tego dnia wypił już 15 piw i 5 drinków, ale nadal nie czuł, żeby był pijany. Czy obsługa aż tak rozcieńczała napoje procentowe?
Najtańsze all inclusive wcale nie musi być najgorsze
Po tygodniowym pobycie cały czas zadawałam sobie pytanie, jaki jest sens takich wakacji. Chyba nigdy tego nie zrozumiem. Grupa, z którą pojechałam na urlop, wypoczywała tam zupełnie inaczej. Po śniadaniu stawialiśmy na zwiedzanie. Podczas tygodniowego pobytu dwa razy odwiedziliśmy Heraklion, podziwialiśmy ruiny pałacu w Knossos, szukając śladów Minotaura. Pojechaliśmy również w góry, a dokładnie do jaskini Zeusa, gdzie zgodnie z mitologią miał narodzić się najważniejszy z greckich bogów.
Nie powiem, że podczas tygodniowego pobytu zwiedziłam całe wschodnie wybrzeże Grecji. Jest ono zbyt duże, aby udało się je poznać w tak krótkim czasie. Pewne jest jednak, że udało mi się poznać część tamtejszej kultury, a na pewno zobaczyć coś więcej niż hotelowy basen i cztery ściany pokoju. Po raz kolejny udowodniłam sobie również, że najtańsze all inclusive wcale nie musi być najgorsze. Wystarczy uważnie czytać opinie i nie oczekiwać zbyt wiele. Przez tydzień byłam najedzona i wyspana i tego oczekiwałam od biura podróży i hotelu. O resztę dobrych wspomnień z wakacji zadbałam już sama.