Wandale nad Morskim Okiem. "Po co ludzie biorą ze sobą farbę?"
Tatrzański Park Narodowy poinformował o akcie wandalizmu, do którego doszło nad Morskim Okiem. W mediach społecznościowych opublikowali nagranie, na którym widać pomazany farbą kamień.
Tatrzański Park Narodowy opublikował w niedzielę film znad Morskiego Oka. Niestety, tym razem nie chodziło o piękny krajobraz, a o akt wandalizmu. Na pierwszym planie widać bowiem pomalowany głaz.
Turyści pomalowali głaz nad Morskim Okiem
Na nagraniu słychać głos Grzegorza Bryniarskiego, leśniczego znad Morskiego Oka, który zastanawia się, dlaczego mimo próśb turyści wciąż niszczą przyrodę.
- Nie mogę zrozumieć, jak można tak niszczyć przyrodę. Po co ludzie biorą ze sobą farbę na wycieczkę? - zastanawia się leśniczy.
https://www.facebook.com/TatrzanskiParkNarodowy/videos/870848556866031/
Kolejny taki przypadek w Tatrach.
Niestety, nie jest to pierwszy przypadek wandalizmu w Tatrach. We wrześniu turyści z zagranicy pomalowali skały na szczycie Świnicy, po czym podczas zejścia wpadli w tarapaty i musiało ich ratować Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Z kolei w 2015 r. na szlaku na Zawracie turyści i pracownicy straży parku odkryli napisy pozostawione prawdopodobnie przez fanów wrocławskiego klubu. Natomiast na Szpiglasowej Przełęczy ktoś wtedy wyrysował serca.
Rok później na szczycie Ciemniaka, najdalej na zachód wysuniętego szczytu w masywie Czerwonych Wierchów, ktoś narysował poké ball na kamieniu.
Spotkała Cię niecodzienna sytuacja na wycieczce? Prowadzisz hotel lub pensjonat i chcesz podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami lub historiami? A może chcesz skontaktować się z nami w innej sprawie związanej z turystyką? Zapraszamy do wysyłania wiadomości na adres redakcja@turysci.pl
Artykuły polecane przez redakcję Turysci.pl:
-
Akt wandalizmu nad Morskim Okiem. "Nie mogę zrozumieć, jak można"
-
Niebywałe sceny w Karkonoszach. Turystkę aż zamurowało, natychmiast zrobiła zdjęcie
-
Nie sprawdzisz jednej rzeczy i możesz stracić ogromne pieniądze. Pilne ostrzeżenie
źródło: Wyborcza