Turyści się nie przyznają, ale i tak robią te wstydliwe rzeczy. Macie którąś na sumieniu?
Turyści mniej lub bardziej zdają sobie sprawę z zachowań, które powtarzają na swoich wyjazdach. Do części z nich nigdy się nie przyznają, bo przecież robią to tylko "inni". Trzeba się przyznać, chociaż przed samym sobą, że zdarzało nam się na wakacjach zrobić coś, czego się wstydzimy. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie kupił magnesu czy "ręcznie robionej" figurki prosto od producenta, która będzie jedynie zbierała kurz.
Turyści kupują pamiątki bez zastanowienia
Pamiątki z wyjazdów przedstawiają nie tylko to, co zobaczyliśmy w trakcie podróży. Wiele z nich świadczy o oszustwie sprzedawców i naszej łatwowierności. O ile kolejny magnes "made in china" może stać się częścią kolekcji z całego świata symbolizującej jedynie dane miejsce, o tyle tandetna figurka wątpliwego pochodzenia będzie jedynie zbierać kurz. Muszelki znad morza czy ciupaga z Zakopanego niemal na 100 procent nie zostały wyprodukowane na miejscu. Import z Chin jest dużo tańszy, a typowym turystom wszystko jedno, skąd tak naprawdę pochodzi przedmiot. Wiele osób przywozi tego typu artefakty, a potem chowa na dnie szuflady, bo nie zachwycają zwykle jakością wykonania i daleko im do czołowej zdoby eleganckiego salonu.
Innym rodzajem pamiątek są fotografie, które najlepiej pokazują nasze przygody w podróży. W czasach, gdy nie było jeszcze aparatów cyfrowych, a każda klatka na kliszy była niezwykle cenna, zrobienie zdjęcia wymagało dokładnego zaplanowania. Wszyscy byli idealnie ustawieni, z przemyślaną miną, a w tle pięknie wykadrowany budynek czy pejzaż. Gdy zyskaliśmy możliwość robienia niemal nieograniczonej liczby zdjęć, pojawiły się sesje zdjęciowe przy każdej atrakcji. Nieważne, że marnujemy czas na zrobienie 20 niemal identycznych fotek, przecież po powrocie "coś się wybierze". I wtedy kończymy wyjazd z kartą pamięci załadowaną selfie w każdej pozycji, lecz trudno określić skąd wracamy, bo na pozostałych zdjęciach nie widać nic konkretnego.
Bagaż zawsze można "jakoś upchnąć"
Na biletach lotniczych trzeba jak najbardziej zaoszczędzić, więc pasażerowie obładowani niczym wielbłądy zapewniają, że ich bagaż podręczny jest leciutki. Po niedużym plecaku niemal nie widać, że jest wypełniony do granic możliwości, jedynie czerwone pręgi na ramionach właścicieli zdradzają, jak wiele wysiłku trzeba włożyć w jego uniesienie. W tych samych plecakach w drodze powrotnej znajdą się dodatkowe przedmioty, które są specyficznym rodzajem pamiątek. Każdy ma takiego znajomego, który zabiera z hotelu próbki szamponów, mydeł i innych drobiazgów. Oczywiście my tego nie robimy, ale jakby ktoś przejrzał nasz bagaż po powrocie, na twarzach wystąpi nam rumieniec.