Tajni agenci będą sprawdzać łóżka turystów na uwielbianej przez Polaków wyspie
Urzędnicy wcielą się w rolę tajnych agentów i sprawdzą, czy turyści nocują pod konkretnymi adresami legalnie. Tego chcieli sami mieszkańcy. Dla turystów oznacza to koniec z tanimi noclegami w prywatnych mieszkaniach na Majorce.
Polacy pokochali wakacje na Majorce. Co przepisy zmienią dla turystów?
Ani wakacyjne tumy spowodowane popularnością tego kierunku wśród turystów z całego świata, ani to, że tamtejsze ciepłe wody są bardzo zanieczyszczone, ani nawet to, że polskie MSZ ostrzega przed kieszonkowcami na wyspie, nie jest w stanie zniechęcić Polaków do spędzania wakacji na Majorce.
Nie ma się co dziwić: pogoda na tej pięknej wyspie jest przez większość roku wymarzona, więc warunki do kąpieli idealne, linie lotnicze oferują tanie podróże z nieświętych polskich lotnisk, a od atrakcji na miejscu aż się roi. Zapowiada się jednak na to, że w tym sezonie trudniej będzie wynająć tanie lokum na własną rękę na tej balearskiej wyspie.
Na Majorce w roli tajnych agentów wystąpią hiszpańscy urzędnicy
Na Majorce nie jest trudno wynająć nocleg, nawet jeśli nie korzystamy ze zorganizowanej oferty biura podróży. Problem w tym, że nie każdy pokój jest udostępniany turystom legalnie.
Władze wyspy chcą z tym walczyć.
- Robią to na wniosek samych mieszkańców, którzy mają dość tego, że w ich bloku ktoś z sąsiadów organizuje hostel.
- Prawo zakazujące prywatnym osobom wynajmowania apartamentów turystom działa już od kilku lat, ale dotąd nie było przestrzegane.
- W tropieniu nielegalnych pensjonatów w prywatnych mieszkaniach i domach pomogą tzw. tajni agenci. Będą pracować tak jak tajemniczy klienci.
- W roli tajnych agentów wystąpią hiszpańscy inspektorzy z nadania rządu.
Za nielegalne udostępnianie pokoju turystom na Majorce grozi wysoka kara
Tajni agenci będą pracowali pod przykrywką. W sieci odszukają adresy apartamentów oferowanych turystom i będą rezerwować te, które wydadzą się im podejrzane. Tak dotrą do osób nielegalnie wynajmujących lokale i nałożą kary w wysokości od 40 do nawet 400 tys. euro.
Fot. Canva