Za jazdę na stokach w czasie kwarantanny grozi wysoka kara. Jest tylko 1 wyjątek
Stoki narciarskie o tej porze roku zawsze wypełnione były turystami. Tym razem jest inaczej. Sytuacja epidemiologiczna zmusiła władze do wprowadzenia rygorystycznych obostrzeń. Ich złamanie może kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Kary za korzystanie ze stoków
Stoki miały być zamknięte do 17 stycznia. Teraz pojawiają się informację, że czas ten może być wydłużony. Konsekwencją tego jest ogromne oburzenie turystów i górali, którzy zorganizowali nawet protest. Pisaliśmy o nim tutaj.
Władze zaznaczają jednak, żeby pod żadnym pozorem nie łamać zasad kwarantanny narodowej. Na poniedziałkowej konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski zdradził, że kary mogą pojawić się zarówno za wchodzenie na stoki w celu jazdy na nartach, jak i na sankach.
Kilka dni temu w mediach społecznościowych zrobiło się głośno na temat stacji narciarskiej w gminie Stężyca. Pomimo restrykcji można było zauważyć tam tłum turystów. Sprawa trafiła do prokuratury. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj.
Największe kary za łamanie przepisów dotyczyć będą przedsiębiorców, którzy nielegalnie otworzą swoje obiekty. Portal se.pl podaje, że właścicielom stoku w Stężycy grozi nawet 8 lat pozbawienia wolności. Źródłem tej informacji był rzecznik lokalnej policji.
Jeżeli służby przyłapią kogoś na jeździe na nartach po stoku, będą mogły przyznać mandat w wysokości około tysiąca złotych. Jednak to najłagodniejsza kara. Za rażące łamanie przepisów można zapłacić nawet 30 tysięcy złotych.
Jest jednak pewna grupa osób, która nie musi obawiać się mandatów za wejście na stok. Mowa o tych, którzy uprawiają narciarstwo zawodowo. W tym przypadku trening jest uznany za część pracy. Warto jednak mieć przy sobie dokument Polskiego Związku Narciarskiego, aby uniknąć niepotrzebnych kłopotów.
Stok narciarski w górach, fot. wikimedia.commons/ krysi@ (CC BY 3.0/https://creativecommons.org/licenses/by/3.0/deed.en)
"My się rządem nie interesujemy"
Wygląda jednak na to, że możliwe kary nie przestraszyły uczestników akcji "Góralskie veto". Przedsiębiorcy z południa znacznie sprzeciwiają się wydłużeniu restrykcji i zapowiadają, że 18 stycznia otworzą swoje obiekty, nawet jeśli zostaną nałożone nowe obostrzenia.
- Mamy przygotowaną ochronę prawną, konsultujemy się z kilkoma kancelariami adwokackimi, ponieważ chcemy zapewnić bezpieczeństwo przedsiębiorcom, którzy wchodzą w naszą akcję zataczającą coraz szersze kręgi. Przedsiębiorcy są tak zdeterminowani, bo zdaję sobie sprawę, że nie przeżyją kolejnego miesiąca, w związku z tym nie mają wyjścia - informował Sebastian Pitoń, przewodniczący strajku.
- My się rządem nie interesujemy - odpowiedział na pytanie o możliwą reakcję polskich władz na działanie górali od nadchodzącego poniedziałku. Zapowiedział także konferencję prasową, która ma odbyć się w czwartek. - Ogłosimy otwarcie oraz inne niespodzianki - wyjaśnił.
Spotkała Cię niecodzienna sytuacja na wycieczce? Prowadzisz hotel lub pensjonat i chcesz podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami lub historiami? A może chcesz skontaktować się z nami w innej sprawie związanej z turystyką? Zapraszamy do wysyłania wiadomości na adres [email protected]
Źródło: Wirtualna Polska