Polka leciała samolotem akcji "Lot do Domu". Jest oburzona tym, jak ją potraktowali, opowiedziała wszystko
Samolot LOT-u leciał po grupę Polaków, którzy utknęli na Sri Lance. Odbywa się to w ramach specjalnej akcji #LOTdoDomu, gdyż nasz kraj zamknął granice i obecnie nie wlatują do nas maszyny żadnych przewoźników. Dostać się do kraju mogą jedynie obywatele Polski, a akcja PLL LOT oraz rządu ma usprawnić powroty rodaków. Nie wszystkim jednak organizacja tych działań przypadła do gustu, na co dowodem jest relacja Pani Kasi, która skontaktowała się z redakcją Tanie Loty .
Samolot do Polski i ogromne problemy
Czytelniczka serwisu Tanie Loty, wraz ze swoim partenerem, miała planowo wracać ze Sri Lanki 16.03, ale zamknięcie granic zmieniło ich plany. Chcieli dostać się do domu z pomocą akcji #LOTdoDomu, nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem.
- Ponieważ w Polsce zaczął się weekend, nie można było się dodzwonić ani do ambasady ani do MSZ. Żeby uzyskać dodatkowe informacje, wysłaliśmy znajomych na Okęcie, żeby się czegoś dowiedzieli, ale tam też zero informacji - cytuje turystkę serwis.
Dalej niestety nie było lepiej, bo konsul na Sri Lance nie był w stanie pomóc. Gdy powstała możliwość zgłoszenia się na stronie LOT-u, powstał nowy problem - partner turystki nie miał polskiego obywatelstwa. Wprawdzie posiadał zaświadczenie, że mieszka i pracuje na stałe w Polsce i zgodnie z przekazywanymi informacjami powinien wlecieć, przepisy jednak okazały się wyjątkowo skomplikowane. Dokumenty potwierdzające jego miejsce zamieszkania i pracę miały być w formie papierowej.
- Powiedzieliśmy, że w rozporządzeniu nie jest wspomniane, że dokument ma być w formie fizycznej. I że w normalnych sytuacjach jeździ się za granicę na wakacje z dokumentami, z którymi można przekraczać granice czyli paszport czy dowód osobisty. A to jest przecież nadzwyczajna sytuacja. Kto by pomyślał, że na wakacjach będzie mu potrzebne takie zaświadczenie w formie pisemnej - napisała kobieta.
Na szczęście sytuacja skończyła się pozytywnie i to dzięki pilotowi PLL LOT, którego spotkali zupełnym przypadkiem.
- Mieliśmy ogromne szczęście, że w międzyczasie pojawił się przy odprawie kapitan. Powiedzieliśmy mu jaka jest sytuacja, pokazaliśmy dokumenty. On był bardzo zdziwiony, że nie chcą nas wpuścić. Sam dzwonił do Polski, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Nie wiem dokładnie, gdzie jeszcze dzwonił i z kim rozmawiał, ale okazało się później, że wziął na siebie odpowiedzialność za wpuszczenie na pokład mojego partnera - relacjonuje dla seriwsu Tanie Loty turystka.
Sytuacja skończyła się pozytywnie, ale kosztowała ogrom nerwów.
Źródło: Tanie Loty