PKP urządziło pasażerom saunę w wagonach. Ludzie jechali w toaletach!
Długi czerwcowy weekend był idealną okazją na dalsze i bliższe wyjazdy. Wiele osób zdecydowało się udać w podróż pociągiem, a PKP Intercity zapowiadało dostawienie dodatkowych wagonów. Niestety zainteresowanie i tak przerosło możliwości przewoźnika.
Podróże pociągami bywają przyjemne i bezstresowe, jednak niekiedy pasażerowie muszą mierzyć się z opóźnieniami, a także przepełnieniem wagonów. Właśnie w takich warunkach wielu podróżnych musiało spędzić wielogodzinną podróż z Katowic do Warszawy w niedzielę 11 czerwca.
Koniec długiego weekendu jak z horroru. Wszystko dzięki PKP Intercity
Długi weekend postanowiłam spędzić wraz z grupą przyjaciół w czeskiej Pradze. Podróż w obie strony postanowiliśmy odbyć pociągami, bo tak było najwygodniej. Do stolicy Czech dostaliśmy się bez większych problemów. Co prawda pociąg miał 30-minutowe opóźnienie, jednak po dziewięciu godzinach jazdy udało nam się dotrzeć na miejsce.
Po miłych dniach spędzonych na wędrówkach uliczkami Pragi przyszedł czas na powrót. Tu niestety nie było przyjemnie. Już w Czechach pociąg złapał 10-15 minut opóźnienia, jednak najgorsze czekało nas na odcinku Katowice-Warszawa.
Na Śląsku do pociągu wsiadły tłumy pasażerów, którzy wykupili miejsca bez gwarancji miejsca siedzącego. Korytarze błyskawicznie wypełniły się podróżnymi i ich bagażami. Z każdym kolejnym przystankiem było tylko gorzej.
Przepełnione korytarze, ludzie siedzący w przedziale restauracyjnym i toaletach
Pech sprawił, że mniej więcej w połowie trasy postanowiłam skorzystać z usług WARS i przejść się na obiad do wagonu restauracyjnego na drugim końcu pociągu. Wówczas sytuacja na korytarzach była jeszcze bardzo spokojna, a wiele przedziałów dosłownie świeciło pustkami.
Na miejscu czekały nas pierwsze niewielkie utrudnienia. Za posiłek można było zapłacić wyłącznie gotówką (awaria terminala), a obsługa nie mówiła po polsku. Dla mnie złożenie zamówienia w języku angielskim nie było problemem, jednak inni nie mieli tyle szczęścia.
Chwilę po odebraniu posiłku okazało się, że znalezienie miejsca siedzącego w przedziale restauracyjnym nie będzie łatwe. Minęliśmy bowiem Katowice, gdzie do pociągu wsiadł tłum pasażerów. Wiele osób, które nie wykupiło biletów z miejscami siedzącymi, postanowiło spędzić podróż właśnie w wagonie restauracyjnym. Oprócz głodnych pasażerów między stolikami piętrzyły się więc stosy walizek i plecaków.
Prawdziwym horrorem okazał się jednak powrót do ostatniego wagonu. Choć pociągami podróżuję od lat, to takiego ścisku nie widziałam już od bardzo dawna. Pasażerowie wypełniali dosłownie każdą wolną przestrzeń wagonów. Siedzieli na podłodze w korytarzach, niektórzy zabrali nawet własne krzesła turystyczne, które może i były wygodne, ale całkowicie blokowały przejście. Podróżni siedzieli nawet w toaletach, a wiele osób do pociągu zabrało czworonożnych pupili.
To nie pierwszy taki raz
Podczas prób przedostania się na drugi koniec pociągu, miałam możliwość porozmawiania z rozzłoszczonymi pasażerami. Temperatura w wagonach rosła bowiem błyskawicznie i to nie tylko w przenośni, ale i dosłownie. Klimatyzacja nie radziła sobie z takim natłokiem, przez co wagony zaczęły zmieniać się w sauny.
Jak się okazało, nie jest to pierwsza taka sytuacja. Jeden z pasażerów przyznał wprost, że na trasie Katowice-Warszawa jeździ w każdy weekend, a na taki tłum pasażerów trafia bardzo często. Mimo iż PKP Intercity musi zdawać sobie z tego sprawę, to pasażerowie nie mają co liczyć na dodatkowe wagony.
Podróż w takich warunkach nie miała nic wspólnego z komfortowym przejazdem dla osób na korytarzach, ale i tych, którzy wykupili miejsca siedzące. Przedostanie się do toalety, czy wspomnianego wagonu restauracyjnego było niemożliwe. Ja na swoje miejsce wróciłam tylko dzięki temu, że w Zawierciu wyszłam z pociągu i peronem przebiegłam do swojego wagonu. Inaczej przebicie się przez tłum byłoby niemożliwe.
Ścisk nie był jednak jedynym problemem. Pociąg z każdym kilometrem zwiększał bowiem swoje opóźnienie. Do Warszawy dotarł z godzinnym poślizgiem, choć tablica na peronie sugerowała "tylko" 45-minutowe opóźnienie. Ostatecznie podróż z Pragi trwała zatem nie 9,5 godziny, a 10,5 godziny.
Co z kwestiami bezpieczeństwa?
Podczas takiego przejazdu kwestią budzącą wątpliwości jest nie tylko komfort podróży, ale również jej bezpieczeństwo. Nietrudno sobie wyobrazić, co mogłoby się stać, gdyby pociąg się wykoleił lub zderzył z innym. Ogromnym zagrożeniem byłby również wybuch paniki na jednym z korytarzy.
O kwestie bezpieczeństwa, a także powody braku dodatkowych wagonów i opóźnienia spytaliśmy rzecznika PKP Intercity. Do momentu opublikowania tej wiadomości nie otrzymaliśmy odpowiedzi.