Namówili "kolbiarza" na spowiedź. Szok, o co pytają turyści. "Takich życzeń nie spełniam"
“Gotowana kukurydza, orzeszki w karmelu kup mój przyjacielu!” - z tego typu okrzykami na ustach wędrują między parawanami sprzedawcy obładowani prowizorycznymi lodówkami pełnymi napojów, lodów i innych przekąsek. 18-letni “kolbiarz”, jak zwykli mawiać o sobie mistrzowie plażowego marketingu, zdradził, o co pytają go turyści podczas pobytu w nadmorskich miejscowościach. Niektóre prośby i wymagania są dość niestandardowe.
"Mężu, mężu nie bądź głupi, niech ci żona kolbę kupi"
Tegoroczne wakacje niemal na półmetku, ale każdy, kto choć raz spędzał lato nad Morzem Bałtyckim, z pewnością pamięta okrzyki obwoźnych sprzedawców przekąsek, zwanych powszechnie “kolbiarzami”. Nazwa nawiązuje do najbardziej rozchwytywanego towaru sprzedawanego na polskich plażach, czyli oczywiście gotowanej kukurydzy.
Sezonowym handlem na plaży zajmuje się 18-letni Maurycy z Kołobrzegu, który w rozmowie z “Faktem” opowiedział o zarobkach i nietypowych doświadczeniach w pracy z klientem. Znawca tematu zdradził, o co pytają wczasowicze nad polskim morzem.
Czytaj więcej: Huk i nagle wyskakują z zarośli. Plażowicze w Krynicy uciekają w popłochu przed nimi
Handluje kukurydzą na plaży w Kołobrzegu "Pamiętam dzień, kiedy zarobiłem 700 zł"
Sezon nad Bałtykiem wprawdzie trwa krótko, ale cechuje go intensywność. Być może winna jest temu nieprzewidywalna pogoda, ale duży wpływ na taki stan rzeczy ma panująca nad polskim morzem drożyzna.
Sprzedawcy dźwigający skrzyneczki z popcornem (20 zł), watą cukrową (10 zł) i nachosami z sosem (15 zł) uskuteczniają slalom między parawanami, wypatrując potencjalnych klientów. Obecnie nie wystarcza jedynie wykrzykiwać oklepane przyśpiewki, by zwrócić na siebie uwagę. Konkurencja nie śpi, a na największy zarobek mogą liczyć ci najbardziej kreatywni. O ile jesteś pomysłowy, niestraszna ci praca w upale i pokrzykiwanie wymyślnych wierszyków, ta profesja może przynieść znaczące dochody.
Dla mnie te okrzyki są żenujące, choć widzę, że niektórym wczasowiczom wciąż się podobają. Z rozmów z kolegami oceniam, że podnosi to sprzedaż o jakieś 10 procent, nie więcej — mówi Maurycy.
Maurycy wychodzi do pracy tylko w słoneczne dni. Wyjaśnia, że kiedy pogoda dopisuje, na sprzedawanym towarze zarabia nawet 700 złotych dziennie. Są jednak i takie dni, kiedy wypłata nie przekracza 30 złotych, choć zdziera sobie gardło.
Na początku lipca przyjeżdżają najbogatsi ludzie. Jeśli jest dużo turystów z Niemiec, to można najlepiej zarobić. Oczywiście zależy to również od pogody i od ilości wczasowiczów na plaży. Jak jest plaża obładowana turystami, to oczywiście jest najlepiej — opowiada “kolbiarz” Maurycy.
Czytaj więcej: Pojawiło się na plaży w Gdańsku i zniknęło pod wodą. Nikt nie wie, skąd się tam wzięło
O to proszą turyści nad Bałtykiem
Maurycy przyznaje, że stosunek wczasowiczów do sprzedawców na plaży jest w przeważającej mierze pozytywny. Tylko raz zetknął się z agresją ze strony młodych mężczyzn, którzy mieli mu za złe zakłócanie spokoju i grozili pobiciem. Kontakt z ludźmi z najróżniejszych zakątków Polski i świata sprzyja jednak komicznym sytuacjom, zwłaszcza gdy nie są zaznajomieni z zasadami plażowego handlu.
Przyjeżdżający do Kołobrzegu turyści pytają nie tylko o zimne napoje i gotowaną kukurydzę. Chłopak przyznaje, że sprawy, z jakimi zwracają się do niego urlopowicze, są bardzo różne.
Dosyć często spotykam się z pytaniem, czy mam do sprzedania marihuanę. To jest dla mnie dosyć niespodziewane. I takich życzeń oczywiście nie spełniam - podsumował “kolbiarz”.