Kazik bohaterem Wietnamu. Ocalił dwa wyjątkowe miejsca
Jednym z największych miast centralnego Wietnamu jest Da Nang. Ok. 40 km na południowy wschód od niego znajduje się miasto krawców – Hoi An. Dziś jest to jedna z największych atrakcji turystycznych "kraju smoka". Jednak nie istniałaby, gdyby nie starania Polaka.
Kazik, a właściwie Kazimierz Kwiatkowski, w Wietnamie pojawił się w 1981 roku. Jego zadaniem było badanie i przeprowadzenie konserwacji w zrujnowanej po wojnie z USA zabytkowej świątyni My Son. Jednak po przybyciu do Hoi An, Polak postanowił ocalić jeszcze jedno miejsce. Dzięki Solistom miałam okazję zobaczyć obie lokacje.
Wyjątkowy klimat Hoi An. Gdyby nie Kazik, nie byłoby tej magii
Hoi An z pewnością będę wspominać jako jedno z najpiękniejszych i najbardziej klimatycznych miejsc w Wietnamie. Zabytkowe budynki pochodzące z XVI i XVII wieku tworzą niepowtarzalną plątaninę uliczek. Spacerując nimi, mijam dziesiątki, jeśli nie setki warsztatów krawieckich. Hoi An, będące ważnym punktem dawnego "jedwabnego szlaku", jest bowiem miastem krawców. Sukienkę, czy garnitur szyte na miarę dostaniecie tu do dziś. Kreację dobrej jakości można kupić już za ok. 50 dolarów (200 zł), a gotowa będzie w 1-2 dni.
Żółte fasady, drewniane balkony, krużganki i plątaniny kabli – to wszystko składa się na jeden z ciekawszych miejskich krajobrazów, jaki miałam okazję zwiedzać. Spacerując, muszę jednak uważać. Kiedy zadzieram głowę, żeby oglądać budynki, mijają mnie tysiące turystów, a także setki skuterów.
Hoi An to również miasto lampionów. Światła można znaleźć na każdym rogu. Dekoruje się nim liczne drzewa rosnące w obrębie starego miasta i nie tylko. Co ciekawe, żeby spacerować po tutejszej starówce, trzeba wykupić bilet. Mojego nikt nie sprawdził, ale dzięki niemu mogłam odwiedzić kilka ciekawych miejsc bez dodatkowych opłat.
W plątaninie uliczek ukrytych jest bowiem kilkadziesiąt muzeów i wiele świątyń, a w ramach biletu wstępu możecie odwiedzić pięć z nich. Ja zaliczam trzy ciekawe punkty. W jednej ze świątyń przed figurą dawnego władcy nie brakuje jedzenia i innych pozostawionych mu darów. Trafiam również do tutejszego teatru na pokaz tradycyjnego tańca i śpiewu. Ciekawym doświadczeniem jest także spacer po tradycyjnym domu, w którym zachowano oryginalne wyposażenie i wystrój. Wędrując w tym labiryncie, trafiam również przed pomnik Kazika. Aż trudno jest mi uwierzyć, że gdyby nie Polak, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam, to miejsce by nie istniało.
Zobacz też: Wyjątkowy targ na wodzie. Bez turystów zniknie na zawsze
Kazimierz Kwiatkowski bohaterem Wietnamu. W Polsce mało kto o nim nie słyszał
Kazimierz Kwiatkowski był polskim architektem i konserwatorem zabytków urodzonym w okolicach Parczewa w woj. lubelskim. Kiedy po wojnie z USA Wietnam szukał ekspertów, którzy pomogliby w ratowaniu zabytkowego kompleksu świątyń, do pomocy zgłosili się tylko Polacy. Tak właśnie w 1981 roku stopę na wietnamskiej ziemi postawił Kazimierz Kwiatkowski. Ze względu na długie włosy i gęstą siwą brodę, bardzo wyróżniał się na wietnamskich ulicach. Wyglądem przypominał kultowego "Znachora". Szybko zyskał jednak sympatię miejscowych, dla których na zawsze został Kazikiem.
Zadaniem Kwiatkowskiego było prowadzenie badań nad kulturą Czamów, którzy to między IV a XV wiekiem n.e. nieopodal Hoi An wznieśli kompleks świątyń hinduistycznych. Budowle robiły ogromne wrażenie. W ich skład wchodziło ok. 70 budynków, które zachowały się w świetnym stanie. Sanktuarium miało ogromne znaczenie religijne, dla tamtejszej kultury, ale również historyczne. Można było je porównać do Angkor Wat, słynnego kompleksu znajdującego się w Kambodży.
Dlaczego amerykanie zniszczyli ten obiekt? W czasie wojny ukrywały się tam oddziały partyzanckiego Wietkongu. Na najwyższej ze świątyń posiadali antenę nadawczą. W związku z tym wojsko USA urządziło nalot dywanowy, po którym nie ostała się ani jedna budowla.
Na przestrzeni lat odbyło się tam kilka projektów, których celem było przywrócenie dawnej świetności kompleksowi. Ostatnie prace rekonstrukcyjne zakończyły się w 2022 roku, a nad zabezpieczeniem i ponownym wzniesieniem świątyń pracowali archeolodzy i konserwatorzy z Francji. Wcześniej m.in. badaniem technik budowania kompleksu zajmował się Kwiatkowski. I właśnie w przerwie od prac, kiedy jechał na wakacje, trafił do Hoi An, wówczas zaniedbanego miasta pełnego drewnianych i podupadających budynków.
Ówczesne władze miały już w planach zrównanie całego starego centrum z ziemią i wybudowanie go na nowo. Wszystko miało się odbyć zgodnie z komunistyczną modą. Na szczęście Kazikowi udało się wypłynąć na władze, a miasto ocalało, przeszło wiele remontów, a dziś cieszy oczy milionów turystów. Jeśli kiedyś je odwiedzicie, koniecznie weźcie udział w rejsie po rzece. W jego trakcie będziecie mogli wypuścić świeczkę i wypowiedzieć życzenie. Cena to 30 tys. dongów, czyli ok. 5 zł.
Zobacz też: Rajskie plaże, niskie ceny i brak tłumów. To idealne miejsce na wakacje
Pamiątki po pękniętej skorupie smoczego jaja w Wietnamie
Centralny Wietnam, a zwłaszcza Da Nang warto odwiedzić z jeszcze jednego powodu. To właśnie tam znajdują się intrygujące Marble Mountains. Pod tą nazwą kryje się pięć wzniesień, a każde z nich poświęcone jest innemu żywiołowi. Ja miałam okazję wspiąć się na "Górę Wody". Pozostałe poświęcone są metalowi, drewnu, ogniu i ziemi.
Na każdym ze wzgórz znajdują się liczne świątynie buddyjskie. Jedne zostały wzniesione z drewna, inne wyrzeźbione w skałach i jaskiniach. Całość to niezwykle ciekawy labirynt, który warto zobaczyć na własne oczy. Turystów może przyciągać również miejscowa legenda. Wietnamczycy twierdzą bowiem, że Marble Mountains powstało ze skorupek pochodzących z jaja smoka.