"Wynajmujecie? To za chwilę będziecie mieli kontrolę. Życzliwy sąsiad”. Pan Stanisław mówi o sytuacji na Podhalu
Wyjazdy turystyczne w czasie ferii oficjalnie nie miały miejsca, ale wszyscy wiedzą, jak jest w rzeczywistości. Jeśli komuś zależało na pobycie w górach, to znalazł sposób na obejście przepisów. Niestety nie obyło się bez kontroli i kar finansowych.
Niektórzy nie mają już za co żyć
Na Podhalu cały czas trwają wzmożone kontrole z sanepidu i policji. Na południe kraju zostali wysłani funkcjonariusze, by wesprzeć kolegów przy pracy. Hotelarze, którzy zdecydowali się na potajemne przyjęcie turystów, każdego dnia obawiają się wizyty, która może zakończyć się mandatem.
- Każdy, kto już nie ma, z czego żyć, będzie się ratował, żeby jakoś obejść rozporządzenia. Nie dziwię się ludziom, że kombinują. Próbują w jakiś sposób przeżyć – ocenił w rozmowie z TVN Stanisław Gut, kierownik sali w jednej z restauracji na Krupówkach.
Jak przyznał pracownik restauracji, nastały ciężkie czasy, w których trzeba kombinować, by mieć za co żyć. Sam sięga już po ostatnie odłożone pieniądze, ponieważ ostatni raz wystawił rachunek w pracy w październiku.
- Jest tragicznie, to nie jest gwóźdź do trumny, to jest śmierć. Są takie dni, że ustawia się policja i gonią ludzi, wlepiają mandaty. Robi się nagonkę na całe Podhale i sprawdza, czy ktoś coś wynajmuje. Wlepiane są mandaty. Teraz mamy tak, że jeden na drugiego dzwoni. Jeden sąsiad na drugiego sąsiada. Tragedia – żalił się pan Stanisław w rozmowie z TVN.
Fot. Zakopane pełne turystów/ flickr.com/ Motoeque/ CC BY-NC-ND 2.0/ https://creativecommons.org/licenses/by-nc-nd/2.0/
„Wynajmujecie? No to za chwilę będziecie mieli kontrolę.”
Były policjant, który obecnie jest właścicielem kilku pensjonatów, wyjawił brutalną prawdę na temat właścicieli obiektów noclegowych. Chociaż wielu z nich stara się przeżyć dzięki przyjmowaniu turystów np. jako rodziny, część zajęła się donoszeniem na policję.
- Ludzie dzwonią do sanepidu albo na policję, że w danym obiekcie stoją samochody z obcymi rejestracjami, więc najprawdopodobniej ta osoba wynajmuje. Są i tacy, co jeżdżą i sprawdzają. Nagminnie donoszą. Dzwonił do mnie kolega przerażony, że dostał przed chwilą telefon, usłyszał tylko pytanie: „Wynajmujecie”? Kolega odpowiedział, że nie: „No to za chwilę będziecie mieli kontrolę. Życzliwy sąsiad”. I rozłączył się. A pięć minut później na podwórko przyjechała policja - przekazał były policjant dziennikarzom programu „Uwaga!"
Zdaniem mężczyzny to bardzo samolubne zachowanie, przez które wiele osób traci wszelką nadzieję. Chociaż przyjmowanie turystów zostało zakazane w celu ograniczenia transmisji koronawirusa, dla wielu przedsiębiorców jest to jedyna szansa na przetrwanie.
W ferie wielu walczy o przetrwanie
- Znam kilka osób, które zostały bez prądu , w zimę bez prądu…, ale nie ma żadnej dyskusji. Jest niezapłacone, więc przychodzą i odcinają licznik. Myślę, że to potrwa jeszcze chwilę i ludzie sami zdecydują o tym, żeby otwierać swoje biznesy, bo nie będzie innego wyjścia. Jeżeli ktoś ma do wyboru niepłacenie rachunków, kredytów i utratę całego dorobku życia, a zapłacenie jakiejś kary, to on ten biznes otworzy – wyznał w rozmowie z TVN były policjant, właściciel pensjonatów na Podhalu.
Ten smutny obraz pozostanie z nami na dłużej. Obostrzenia, które miały się skończyć 17 stycznia, zostały przedłużone o kolejne dwa tygodnie. Górale już się buntują, nakłaniając przedsiębiorców z całego kraju do otwarcia swoich biznesów. Wielu już zadeklarowało przyłączenie się do protestu, niektóre obiekty otworzyły drzwi i przyjmują gości. Niewielu boi się kary, ponieważ konstytucja jest po ich stronie.
Spotkała Cię niecodzienna sytuacja na wycieczce? Prowadzisz hotel lub pensjonat i chcesz podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami lub historiami? A może chcesz skontaktować się z nami w innej sprawie związanej z turystyką? Zapraszamy do wysyłania wiadomości na adres redakcja@turysci.pl
Źródło: TVN