"Zabiliście koziołka, który miał iść na wolność". Dramatyczny apel pracownika ośrodka dla zwierząt
Co roku przed sylwestrem w Polsce są prowadzone akcje społeczne mające na celu zniechęcenie ludzi do zabawy z petardami. Powodem są zwierzęta, które się boją huku, a w najgorszych przypadkach mogą wpaść w panikę, co czasami doprowadza nawet do ich śmierci.
Niestety, podobny los spotkał podopiecznych z Ośrodka Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Puchaczówka".
Strzały w sylwestra
Mimo usilnych próśb aktywistów, nadal wiele osób w sylwestrową noc puszcza petardy. O ile dzieje się to w kontrolowanych warunkach i w odpowiednim miejscu, np. wyznaczonym przez urząd miasta, to jeszcze nie jest najgorzej.
Niedopuszczalne jest jednak odpalanie petard w lasach czy parkach. Niestety, nadal i takie zdarzenia mają miejsce.
Puszczali petardy przy zagrodzie dla saren
Na Instagramie Fundacji "Puchaczówka" Wyszonowicach na Dolnym Śląsku., która działa jako Ośrodek Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt pojawiło się nagranie, na którym pracownik opowiada o tragicznej sylwestrowej nocy.
"Niewinna zabawa dla ludzi, jest źródłem cierpienia zwierząt. Może warto zastanowić się, czy chwila efektownej eksplozji jest warta tak wielkiego koszmaru dla tych bezbronnych istot. Każdy huk fajerwerków zwiększa poziom stresu i panicznego strachu, co prowadzi do tragicznych konsekwencji" - napisano.
"Zabiliście koziołka"
"Chciałoby się rzec: wszystkiego najlepszego w nowym roku. Normalnym ludziom, normalnym i empatycznym. A osobom, które pozwoliły sobie strzelać przy zagrodzie saren - gratuluję" - rozpoczął swoją wypowiedź pracownik ośrodka.
"Nie wiem czy taki mieliście zamiar. Zabiliście koziołka, tego, który miał iść na wolność. W panice chłopak wpadł na siatkę. Oprócz tego skutecznie udało wam się zabić myszołowa, który też miał iść na wolność. I krogulca. Szczęśliwego nowego roku" - dodał w poruszającym nagraniu.