Trwa akcja gaszenia 500 aut elektrycznych na płonącym statku. Ryzyko katastrofy ekologicznej
25 lipca we wtorek wybuchł pożar na 199-metrowym statku Fremantle Highway. Jedna osoba z załogi zginęła, pozostałe udało się uratować. Śledczy uzgadniają przyczyny katastrofy.
Początkowo ustalono, że na statku znajduje się 25 aut elektrycznych. Japońska firma, która wyczarterowała prom oznajmiła, że na pokładzie jest łącznie 3783 samochodów, w tym aż 498 "elektryków".
Pożar na pokładzie Fremantle Highway
W nocy z wtorku na środę załoga pokładowa zauważyła rozprzestrzeniający się pożar na statku. Początkowo pracownicy próbowali samodzielnie ugasić ogień, jednak bezskutecznie.
Siedem osób wyskoczyło za burtę, zostali wyłowieni przez ratowników. Jeden mężczyzna w wyniku pożaru poniósł śmierć na miejscu. Pozostałych 22 członków załogi udało się ewakuować helikopterem. Mieli problemy z oddychaniem i połamane kości.
Statek dryfuje po Morzu Północnym
W piątek rano Fremantle Highway miał znajdować się ok. 17 km od holendewskiej wyspy Terschelling. W akcji bierze udział m.in. niemiecki holownik Fairplay 30, statek pomocniczy oraz okręt do wydobywania ropy - Arca.
Statek płynął z Niemiec do Egiptu.
Gaszenie pożaru na statku u wybrzeży Holandii
Najprawdopodobniej przyczyną pożaru było zapalenie się akumulatora auta elektrycznego. Taki sprzęt bardzo trudno ugasić.
Co więcej, istnieje ryzyko, że statek finalnie zatonie, a wyciek paliwa doprowadzi do katastrofy ekologicznej na Morzu Północnym. Według niektórych ekspertów, akcja gaszenia pożaru może trwać nawet kilka tygodni.