W Szczyrku mają dość kwarantanny. "Szczyrk potrzebuje turysty jak ziemia wody"
Szczyrk opera swoją gospodarkę na turystyce, która została obecnie zablokowana z powodu trwającej pandemii koronawirusa. Nerwy już jednak puściły - na Facebooku Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej w sobotę pojawił się list do premiera.
Szczyrk woła o pomoc
- Rozumiem, że jest Pan Premier zmęczony i znudzony tysiącami petycji, dotyczących zamykania branż gospodarczych czy udzielania informacji o pandemii w naszym kraju. Nie mniej rolą ministra, a tym bardziej premiera jest odpowiadanie na pytania obywateli nawet wtedy, gdy są głupie i niedorzeczne - zaczyna list do premiera Mirosław Bator, prezes Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej.
Przedsiębiorcy ze Szczyrku do tej pory radzili sobie, regulując wszelkie opłaty oraz niezbędne inwestycje w obiekty z bieżących wpłat. Obecnie jednak ich konta bankowe świecą pustkami. Niektórym brakuje środków nie tylko na raty kredytowe czy bieżące rachunki, ale też na przeżycie.
- Głód i widmo bankructwa zaglądają ludziom w oczy. Niektórzy stoją na krawędzi wytrzymałości psychicznej. Banki nie chcą odraczać nam spłaty kredytów, w tym trzeba to podkreślić, są to też banki należące do Skarbu Państwa – mówi Bator w rozmowie z Money.pl.
W liście Bator prosi premiera o wskazanie źródeł, z których jednoznacznie wynika, że zarażenie covidem jest bardziej niebezpieczne na stokach górskich, hotelach, czy w restauracjach. Wyraża również niezadowolenie ze wspólnego terminu ferii w całej Polsce.
Wicepremier Jarosław Gowin na godzinę 13:00 w poniedziałek zapowiedział konferencję poświęconą właśnie biznesom w górach. Jak powiedział szef SIG, gdyby miał okazję, ,,podziękowałby" mu za to, czego dla przedsiębiorców nie zrobił.
- Jesteśmy pozostawieni sami sobie. Pomoc z tarczy wyklucza wiele działalności gospodarczych, a ci, którzy dostaną nawet te środki, nie pokryją z nich swoich długów. Miesięczny koszt utrzymania obiektu na 15-20 łóżek, to minimum 20-30 tys. zł – oblicza szybko Bator.
Szczyrk, fot. Wikipedia/ Krystyna W./ CC BY-SA 3.0/ https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en
Jako przykład podaje Niemcy, gdzie przedsiębiorcy otrzymali od rządu rekompensatę w wysokości 75 proc. dochodów z ubiegłego roku. Podobne działania podjęto również we Francji, Hiszpanii i Czechach. Przedsiębiorcy zapowiedzieli już, że jeżeli rząd przedłuży restrykcje, co jest bardzo prawdopodobne, będą zmuszeni do otwarcia swoich biznesów mimo grożących im kar.
- Ludzie tu mają różną sytuację. Niektórzy mają jeszcze resztki oszczędności na koncie. Obawiają się, że jeśli dostaną teraz wysokie kary z sanepidu, nie będą mieli nawet na jedzenie. Inni są już tak biedni, że nie mają na kontach nic i jest im wszystko jedno, czy ich rząd dodatkowo ukaże – ocenia Bator.
Bator w liście do premiera napisał: Mam nadzieję na solidną i w miarę szybką odpowiedź, bo tu na dole, już wrze!. Prywatnie jednak nie jest jednak tak optymistycznie nastawiony i obawia się o przyszłość ludzi.
- Temu rządowi nie można już ufać. Każdy, kto prowadzi firmę w tym kraju, musi liczyć się z tym, że przez nieprzemyślane decyzje polityków z dnia na dzień może stracić dorobek swojego życia. Dziś jesteśmy to my, jutro innym przedsiębiorcom głód zajrzy w oczy.
Spotkała Cię niecodzienna sytuacja na wycieczce? Prowadzisz hotel lub pensjonat i chcesz podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami lub historiami? A może chcesz skontaktować się z nami w innej sprawie związanej z turystyką? Zapraszamy do wysyłania wiadomości na adres [email protected]
Źródło: Radio Zet, Onet