Paweł postanowił opowiedzieć o ryzyku, jakie niesie ze sobą wspinaczka na Rysy
Rysy to bardzo wymagający szczyt to wspinaczki i wie o tym każdy, kto choć raz wszedł na najwyższy polski szczyt. Paweł, który na jednej z grup na Facebooku opowiedział o swoich błędach nie spotkał się ze wsparciem, a raczej krytyką i hejtem.
Paweł opowiedział o swojej wyprawie na Rysy
- Wybraliśmy się kilkunastoosobową grupą pod koniec maja 2020 r. Większość z nas miała już doświadczenie mniejsze lub większe w chodzeniu po górach, w tym po Tatrach, również zimą. Nie należałem do najbardziej doświadczonych, ale też nie do tych, którzy przygodę z Tatrami dopiero zaczynają. Mimo to, że była już połowa maja mieliśmy raki, czekany, kaski i lonże. I w sumie było zaje * * * cie, gdyby nie fakt, że... w 3/4 drogi już samym żlebem złamał mi się pomost w lewym raku - czytamy w poście udostępnionym na grupie Tatromaniacy na Facebooku.
Paweł Jung zdecydował się na kontynuację wyprawy, bo nie chciał zostawić w górach mniej doświadczonej dziewczyny oraz kolegi. Chociaż chciał zawrócić, obawiał się o swoich towarzyszy, którzy byli już wyżej i mogli bać się zejść na dół. Mimo uszkodzenia sprzętu poszedł dalej, co okazało się później ogromnym błędem.
- Szedłem z plecakiem, w którym miałem rzeczy moje i mojej dziewczyny. [ ... ] Czując odpowiedzialność za nią i paru mniej doświadczonych znajomych, których zabrałem ze sobą, postanowiłem jednak kontynuować wejście - opowiada Paweł.
Prawdziwy problem pojawił się jednak kilkanaście metrów przed samym szczytem. Gdy z turystów zeszła adrenalina, wszystkich ogarnęło zmęczenie i spadek sił. W drogę powrotną ruszyli tyłem, a teren, po którym szli, powoli zaczął ogarniać cień. Gdy pokonaliśmy najbardziej stromy odcinek żlebu, noga Pawła, na której był tylko raczek zupełnie przestała trzymać się w roztapiającym się głębokim śniegu.
- W pewnym momencie upadłem i zacząłem się osuwać. Na szczęście powoli, ale jednak na tyle szybko, że czekan wbity w podłoże całą siłą i ciężarem ciała nie zatrzymał mnie przez kolejne 20-30 może nawet 50 metrów, a prędkość przez chwilę gwałtownie rosła. Pozdrawiam śmieszków z kamienia, których wtedy minąłem, ześlizgując się. Gdy w końcu wyhamowałem byłem skrajnie zmęczony. Żarłem i piłem, aby odzyskać siły i choć do bezpiecznego miejsca było 200 może 400 metrów w linii prostej, średnio nachylonym stokiem to pokonywałem go jeszcze z 1,5 godziny - czytamy.
Paweł zdecydował się opowiedzieć swoją historię w grupie Tatromaniacy ku przestrodze dla innych turystów. Podkreśla, że każdy powinien dzielić się swoimi błędami aby przestrzec innych. Jak twierdzi, gdyby każdy tymi błędami się dzielił, to wypadków byłoby dużo mniej.
- Niestety większość ludzi na grupach w mediach społecznościowych dzieli się tylko zdobytymi szczytami. Ktoś, kto nie ma doświadczenia myśli sobie: "Fajny widok, ja też tak chcę. Jak ona może, to czemu nie ja?". I idzie w grudniu w adidasach albo patrzy na zawodowców w Himalajach i myśli, że może spokojnie iść na Rysy gdy halny wieje 197 km/h - mówi Paweł w rozmowie z WP.
Paweł spotkał się jednak z ogromnym hejtem oraz oceną swoich decyzji oraz piętnowaniem popełnianych błędów. "Łącznik raka można zastąpić sznurkiem. Ale z tą akcją na koniec, to zaburaczyłeś" - komentują internauci. "Mierz siły na zamiary i bez kondycji wybieraj mniej wymagające szlaki" - piszą inni.
Znalazły się jednak również głosy wdzięczności za podzielenie historią oraz szczerość. "Takie opisy są najcenniejsze. Ludzie zwykle wrzucają fotki z pięknymi krajobrazami, a co się za tym kryje, tego nikt nie wie. Człowiek najwięcej uczy się na błędach, nawet jeśli to błędy innych" - czytamy w komentarzach pod udostępnionym postem.
- Tatry, jak i grupy zrzeszające ich miłośników są niestety pełne osób, które podreperowują swoje ego. Hejt w sieci będzie zawsze - mówi Paweł. - Kiedyś internetowe portale służyły do dzielenia się radami, podpowiedziami i przestrogami, a nie były miejscem dającym okazję do wyśmiewania innych. Zupełnie się tym hejtem nie przejąłem. Lekcja z tej wyprawy jest taka, że zapasowe pomosty muszą być. Szacunku do gór i wyobraźni nigdy mi nie brakowało, ale jak widać jest bardzo wiele rzeczy, na które wcześniej nie zwracałem uwagi. Szanujmy góry i miejmy wyobraźnię, aby wracać do nich bardzo często, ale nigdy nie zostać w nich na zawsze.
Spotkała Cię niecodzienna sytuacja na wycieczce? Prowadzisz hotel lub pensjonat i chcesz podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami lub historiami? A może chcesz skontaktować się z nami w innej sprawie związanej z turystyką? Zapraszamy do wysyłania wiadomości na adres redakcja@turysci.pl
Rysy, fot. Pixabay/ Krzysiek
Źródło: WP