Rajskie wakacje polskiego turysty zamieniły się w koszmar. "Straciliśmy bezpowrotnie dwa tygodnie"
Polacy często cały rok ciężko pracują, by móc odpocząć raptem przez 2 tygodnie w komfortowych warunkach na zagranicznych wczasach. Nic więc dziwnego, że mają wobec takiego wypoczynku duże oczekiwania. Niektórzy jednak mogą się porządnie zawieźć. Dobrym przykładem jest historia pana Stanisława.
To miały być piękne wczasy na Wyspach Kanaryjskich
Wyspy Kanaryjskie nie należą do najtańszych kierunków all inclusive, dlatego pan Stanisław liczył, że urlop będzie warty niemałej inwestycji. Niestety, nawet jeśli był przygotowany na pewne niedociągnięcia, takiej katastrofy nie mógł się spodziewać. Było tak źle, że sprawę postanowił nagłośnić w lokalnych mediach - opolskiej Gazecie Wyborczej.
Warto zaznaczyć, że mężczyzna wraz z rodziną na Wyspy Kanaryjskie poleciał już po raz dziewiąty. Dobrze znał więc to miejsce i standardy, które tam panują. Właśnie dlatego mógł dobrze porównać je z tym, co zastał w hotelu Blue Sea Costa Jardin&Spa.
Fatalne warunki w hotelu
Wspomniany wyżej hotel w teorii miał być czterogwiazdkowy, ale według relacji pana Stanisława, w żadnym aspekcie takich wymogów nie spełniał. Mężczyzna zorientował się, że będzie źle, już w momencie wejścia do pokoju. Znalazł w nim pluskwy (!) i grzyb na ścianach, szczególnie w łazience.
Fatalnej jakości miał być też materac, z którego wystawały sprężyny! Co gorsza, w nocy budynek miał huczeć, a dyskomfort pogłębiał także fakt, że pod balkonem stał śmietnik, który generował trudny do wytrzymania smród. Mężczyzna poprosił więc o zmianę pokoju, ale ten, który mu zaproponowano, był w jeszcze gorszym stanie.
Ubogie jedzenie i reklamacja
Narzekać można było nie tylko na same pokoje. Pan Stanisław opowiedział też o jedzeniu, które było marnej jakości. Sam wybór potraw był praktycznie żaden, a wczasowicze musieli jeść akurat to, co podano lub wyjść do dodatkowo płatnej restauracji. To wszystko sprawiło, że mężczyzna zdecydował się walczyć o rekompensatę od biura podróży.
Jak donosi wspomniane wyżej źródło, biuro podróży nie chciało wziąć na siebie całej odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. Tłumaczyło się, że w ofercie wspomniano o tym, że sam hotel ma ponad 50 lat, a od 30 nie był remontowany, więc może nosić ślady zużycia. By niejako uspokoić klienta zaoferowano mu bon turystyczny na następny wyjazd. Nie wiadomo jednak, o jakiej wartości mówimy. Całe wczasy kosztowały bowiem pana Stanisława ponad 14 tysięcy złotych, a okazało się, że zapłacił tyle za najgorszy wyjazd w swoim życiu.
Za: Gazeta Wyborcza