“Pomocy, na korytarzu pan całuje panią w samych majtkach”. Dzieci na obozie w hotelu były przerażone
W okresie feryjnym i wakacyjnym popularną formą spędzania wolnego czasu wśród dzieci są kolonie i obozy. Rodzice chętnie wysyłają swoje pociechy na zorganizowane wczasy, dzięki czemu sami mogą złapać chwilę oddechu. Niestety, nie zawsze takie historie się dobrze kończą.
Jedna z naszych czytelniczek wysłała do nas list do redakcji, w którym opowiedziała o historii, jaka ją spotkała, gdy była rezydentką w jednym z popularnych w Hiszpanii hoteli.
Pracowała jako rezydentka w Hiszpanii
Nasza czytelniczka sezonowo pracuje w hotelach w Hiszpanii jako rezydentka. Do jej zadań należy pomoc klientom w zakwaterowaniu, organizacji wolnego czasu czy wyboru odpowiedniej wycieczki. Zdarza się, że kobieta współpracuje z biurami podróży przy wakacyjnych obozach.
“To była kolonia chłopców ok. 10-12 lat. Przyjechali wraz z opiekunem i kilkoma rodzicami autokarem z Polski. Na co dzień w planach mieli plażowanie i wycieczki m.in. do miejscowości Tossa de Mar czy Barcelony. W ramach pobytu w hotelu mieli zagwarantowane pełne wyżywienie, tj. śniadania, obiady i kolacje” - opisuje nasza czytelniczka. “Zdarza się, że któryś z uczestników kolonii zachoruje lub coś sobie zrobi, np. złamie nogę, co raz się zdarzyło, wtedy staram się pomóc skontaktować z lekarzem z ubezpieczenia albo po prostu idę z dzieckiem i opiekunem do szpitala” - dodaje.
Wizyta lekarska w hotelu
“Pewnego dnia na kolonii dwóch chłopców się rozchorowało. Opiekun zadzwonił do ubezpieczyciela z Polski, który z kolei zorganizował wizytę lekarską w pokoju hotelowym. Ok. 22 na miejsce przybyła lekarka. Opiekun mówił łamanym angielskim, więc zostałam w razie potrzeby” - opisuje rezydentka.
“Objawy chłopców były typowo grypowe, więc pani doktor po kilku minutach wypisała leki i opuściła pokój. Po wszystkim ja również z niego wyszłam i poszłam do recepcji. Nagle podbiegło do mnie czterech chłopców, byli bladzi jak ściana. Zaczęli się przekrzykiwać jeden przez drugiego, że próbowali znaleźć opiekuna, ale on został w pokoju z chorymi chłopcami, więc zaczęli szukać mnie” - dodaje.
“Na korytarzu pan całuje panią w samych majtkach”
Gdy rezydentka zapytała o co chodzi, odpowiedź ją bardzo zaskoczyła. “Pomocy, na korytarzu pan całuje panią w samych majtkach” - usłyszała. “Nie wiedziałam za bardzo co mam robić. Z jednej strony chciało mi się śmiać, jednak chłopcom wyraźnie nie było do śmiechu. Poprosili mnie, żebym poszła sprawdzić i przegonić tę kobietę. Ich pokój znajdował się na drugim piętrze. Powiedziałam im, że z nimi pójdę, jednak ci odpowiedzieli, żebym najpierw sama poszła, bo się boją tego widoku” - kontynuuje nasza czytelniczka.
“Poszłam na górę. Pod drzwiami chłopców nie było żywej duszy. W zamian za to znalazłam pobite kieliszki i plamy po - najprawdopodobniej - winie. Poszłam ponownie po chłopców i uspokoiłam ich, że mogą spokojnie wrócić do swoich hotelowych pokoi” - dodaje.
Wyszli z pokoju po ciszy nocnej
“Następnego dnia chłopcy zdradzili mi, że tak naprawdę mnie okłamali i nie szukali wcześniej swojego opiekuna. Wszystko przez to, że mieli ciszę nocną od godz. 22.00 i bali się, że opiekun ich przyłapie na tym, że wymknęli się z pokoju. Gdy zobaczyli parkę na korytarzu, przerazili się i nie wiedzieli, co mieli robić ani do kogo się udać. Wtedy jeden z nich wpadł na pomysł, by mnie zawiadomić” - tłumaczy.
“Na koloniach dzieją się naprawdę cuda. Jednak żadnej z takich sytuacji nie można bagatelizować. Ci chłopcy naprawdę byli przestraszeni. Każdy dzień jako rezydent przynosi jakieś nowe historie, czasami pozostaje mi się tylko złapać za głowę” - kończy nasza czytelniczka.