Na wodzie zaczęła unosić się samotna deska surfingowa. "Zobaczyłem jego ciało w wielkiej paszczy"
Ostatnimi czasy każdego tygodnia media informują o pojawieniu się rekina przy plaży bądź ataku zwierzęcia na ludziach. W środę 1 listopada australijskie media podały, że poszukiwania mężczyzny, który najprawdopodobniej został ofiarą drapieżcy nadal trwają.
Policja wydała w tej sprawie specjalny komunikat.
Rekin przy popularnej plaży w Australii
W środę australijskie władze przekazały, że wznowiono poszukiwania 55-letniego surfera, który - według doniesień świadków - miał zostać we wtorek zaatakowany przez rekina. To zdarzenia miało dojść w Granites Beach w Australii Południowej. Jak dotąd nie natrafiono na żaden ślad ofiary.
Świadek zdarzenia, 70-letni Ian Brophy powiedział w rozmowie z "The Advertiser", że gdy wchodził do wody, nagle usłyszał hasło "rekin".
"Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, jak rekin po prostu skoczył na niego [zaginionego mężczyznę - red.] i go ugryzł" - tłumaczył 70-latek.
Wszędzie krew. Została po nim tylko deska
Według doniesień Brophy'iego, rekin miał "przelecieć nad facetem, ugryźć go i wciągnąć pod wodę" - tłumaczył. "A po ten nic przez minutę lub dwie, nagle wszędzie pojawiła się krew, a potem wyskoczyła jego deska" - opisywał.
"Widziałem go na fali, a chwilę później rekin miał ciało w wielkiej paszczy. To było naprawdę makabryczne" - dodał.
Inny świadek doniósł dziennikarzom 7News o tym, że rekin "pociągnął mężczyznę w dół, następnie wzniósł na powierzchnię i ponownie ściągnął go pod wodę".
Żarłacze białe u wybrzeży Australii
Po tragicznych wydarzeniach mieszkaniec okolicy Jeff Schmucker wsiadł na skutek wodny, by pomóc służbom w odszukaniu ofiary. Australijczyk wyznał stacji ABC, że w pobliżu zniknięcia 55-latka krążył żarłacz biały "wielkości sedana" oraz pozostałości deski surfingowej z wyraźnym śladem ugryzienia przez wielką paszczę.