"Chcieliśmy pojechać na wakacje, a nie na obóz przetrwania". Koszmar Polaków na all inclusive w Tunezji
Pewne małżeństwo z Małopolski wybrało się na 10-dniowe all inclusive do Tunezji. Na miejscu okazało się, że to nie będą ich wymarzone wakacje. Pod nogami pląsały się karaluchy, a poziom czystości pozostawiał wiele do życzenia.
W liście do redakcji Onetu małżeństwo opisało swój wakacyjny horror.
Pojechali na all inclusive do Tunezji
Para wybrała się na 10 dni do miasteczka Sousse w Tunezji. Jak informują, w momencie bookowania wyjazdu hotel miał bardzo dobrą ocenę - 9,4/10. Klienci przede wszystkim pozytywnie wypowiadali się na temat czystości obiektu.
Po przyjeździe na miejsce rzeczywistość okazała się zupełnie inna. "Po wejściu do pokoju pod naszymi nogami przebiegły dwa karaluchy, więc od razu poprosiliśmy o zmianę pokoju" - napisała czytelniczka Onetu.
Małżeństwo zostało przeprowadzone do innego miejsca. "Moim i męża oczom ukazało się kompletnie niewysprzątane pomieszczenie, gdzie leżały brudne ręczniki i zwinięta w kłębek pościel na łóżku po poprzednich gościach" - dodała rozżalona kobieta.
Czterokrotnie zmieniali pokój na all inclusive
W noc przyjazdu po raz drugi zmienili pokój. Zostali w nim zaledwie kilka dni, gdyż ponownie zadziało się w nim coś niepokojącego.
"O drugiej w nocy pewnego dnia obudził nas dziwny dźwięk. Po zapaleniu światła okazało się, że z sufitu w okolicy klimatyzacji leje się woda, która zdążyła już zamoczyć podłogę. Woda lała się również z sufitu w łazience. Po wezwaniu obsługi panowie w nieudolny sposób starali się znaleźć źródło problemu, niszcząc przy tym podwieszany sufit" - czytamy.
Z tego powodu po raz kolejny zmienili pokój. Tym razem otrzymali kwaterunek o wyższym standardzie. "Stwierdziliśmy, że to rekompensata za dotychczasowe niedogodności. Rano jednak na recepcji poinformowano nas, że musimy zmienić pokój, bo to droższy apartament, a my mamy opłacony pokój typu standard" - dodała kobieta. Po długich dyskusjach z personelem hotelu udało się jednak do końca pobytu zostać w lepszym pokoju. W nowym lokum również były jednak karaluchy.
Plaga karaluchów w hotelu
Lepiej pod względem czystości nie było w częściach wspólnych hotelu tj. w restauracji czy nad basenem. "Pewnego ranka czekając na omlet, zobaczyłam kawałek zdechłego karalucha przyklejonego do rozlanego na podłodze sosu" - opisywała kobieta.
"Na dodatek przez cały okres pobytu mi i mężowi towarzyszyła ostra biegunka mimo przyjmowania probiotyków. Ale karaluchy były też na korytarzach" - dodała.
Za 10-dniowy pobyt małżeństwo zapłaciło ponad osiem tys. zł.