Ujawnili, jakie są ceny w Beskidach. Szczęka opada do samej ziemi
Cena wakacji zależy również od cen posiłków, a te potrafią być bardzo wysokie. Ostatnio krążył w sieci paragon na kwotę 250 zł za prosty obiad, który nie był wart nawet połowy ceny. W Zakopanem kawa i gofry również mogą być niespodziewanie drogie. Takie sytuacje mogą spotkać turystów w Jastarni i innych nadmorskich miejscowościach. W górach z najpopularniejszych regionach również jest drogo, lecz są jeszcze miejsca, gdzie ceny pozostały niezmienione od marca.
Cena adekwatna do jakości
Beskidy nie są tak zatłoczone jak, Tatry, a w restauracji czy gospodzie zjemy obiad wart swojej ceny. W Szczyrku i okolicach ceny posiłków mogą nas zaskoczyć, ale pozytywnie. Restauratorzy zdają sobie sprawę, że turyści nie chcą przepłacać, a zbyt wygórowane ceny ich odstraszą. Po okresie przezstoju trzeba przyciągać klientów, a dobra oferta to podstawa. Właściciele lokali w Beskidach krytykują ceny nad morzem i chwalą się, że u nich można dobrze zjeść i nie przepłacić.
- Większość dań mamy w takich cenach, jak w marcu, kiedy się zamykaliśmy. Niektóre rzeczy poszły o 50 groszy do góry, ale jest to związane z tym, że zdrożało mięso. To są jednak takie standardowe wzrosty, uzależnione od sezonu. U nas tej podwyżki nie ma i nie planujemy wzrostu cen. Klientów jest mniej, uzależnieni jesteśmy od pogody, więc jakbyśmy podnieśli jeszcze ceny, to klient w ogóle by nie przyszedł. Jakoś sobie musimy dawać radę - wyjaśnia pani Agnieszka. Dodaje, że zestaw obiadowy złożony z pierwszego i drugiego dania kosztuje między 30 a 40 złotych. Za zupę trzeba zapłacić około 10 złotych, za drugie danie jakieś 20 zł, ale wszystko zależy od tego co zamówimy - pierogi są tańsze, dania z np. wołowiny droższe - powiedziała cytowana przez portal katowice.naszemiasto.pl Agnieszka Smolarek, współwłaścicielka Gospody na Przełęczy na Białym Krzyżu.
Żeby przyciągnąć klientów, trzeba wyjść na przeciw ich potrzebom
Przedsiębiorcy z branży gastronomicznej wiedzą, że turyści też stracili przez pandemię koronawirusa i jeśli jadą na wakacje, to zależy im na obniżeniu kosztów. Gospodarze chcą zachęcić wszystkich do przyjazdu w Beskidy, więc oferują im najlepszą jakość w możliwie najlepszej cenie. Nie zależy im na szybkim i nieuczciwym odrobieniu strat. Niektórzy są nawet gotowi zejść z ceny, żeby tylko przyciągnąć klientów.
- Wiadomo, że epidemia wszystkich jakoś uderzyła po kieszeni, niektórzy stracili pracę, więc nie możemy sobie pozwolić na wzrost cen. Czymś musimy klienta przyciągnąć - wyznała Ewelina Dobija z Restauracji Maciejówka, gdzie na przykład schabowy domowy „piknie wyzłocony" kosztuje 16,9 zł, a „pstrąg chytany z grilla na masełku rumieniony (ok. 250-300 gr.)" kosztuje 26,9 zł. - Wolimy zostawić takie ceny jak mieliśmy, a nawet je spuścić, żeby gości było więcej - dodała pani Ewelina cytowana przez portal katowice.naszemiasto.pl.
Źródło: katowice.naszemiasto.pl