Dziecięcy płacz przerwał nocną ciszę. Na pokładzie podniesiono alarm o człowieku za burtą
Wycieczki ogromnymi statkami wycieczkowymi z każdym rokiem zyskują na popularności. Dla wielu to okazja na spędzenie rajskich wakacji i odwiedzenie kilku krajów podczas jednego wyjazdu. Niestety czasami dochodzi tam do tragedii.
7 listopada załoga, a także pasażerowie statku AIDAprima przeżyli bardzo nerwowe chwile. Wszystko z powodu mężczyzny, który skoczył wprost w ciemną otchłań nocnego morza.
Chwilę po północy na statku podniesiono alarm. Człowiek wyskoczył za burtę
O całym zajściu, do którego doszło na statku AIDAprima u wybrzeży Norwegii we wtorek 7 listopada dziennikarzy niemieckiego "Bilda" poinformował jeden z czytelników. Z przekazanych przez niego informacji wynikało, że około północy dwoje młodych ludzi miało poinformować o mężczyźnie, który skoczył do wody.
Reakcja załogi była błyskawiczna. Na pokładzie podniesiono alarm. Część pracowników skupiła się na przeczesywaniu wody reflektorami. Pasażerowie zostali natomiast zgromadzeni w specjalnie wyznaczonych sektorach, gdzie sprawdzono, czy nikogo nie brakuje.
Płacz dzieci niósł się po pokładzie
Jak dodał pasażer, moment kontroli bardzo się wydłużał. Załoga miała zacząć sprawdzać dokumenty gości dopiero po ok. godzinie od uruchomienia alarmu. Z relacji świadka wynika, że w tłumie nie brakowało zdezorientowanych seniorów. Sytuacji nie rozumiały również dzieci, których płacz niósł się po statku.
– Każdy pasażer ma przy sobie kartę Aida, na której znajdują się wszystkie dane, numer pokoju, imię i nazwisko, data urodzenia itp. Przeskanowano nas dopiero po ponad godzinie. Byliśmy stłoczeni w barze, a wodę dopiero później podano dzieciom i spragnionym – relacjonował informator "Bilda".
Skoczek odnaleziony. Miał na sobie kamizelkę ratunkową
W rozmowie z "Bildem" informator dodał, że załodze już po ok. 30 minutach udało się namierzyć skoczka. Jak się okazało, miał on na sobie kamizelkę ratunkową, której światło dostrzegła ekipa poszukiwawcza. Po mężczyznę niezwłocznie wysłano łódź ratunkową.
Po spędzeniu kilkudziesięciu minut w lodowatej wodzie mężczyzna był wyczerpany i wychłodzony, ale żył. Załoga wciągnęła go na łódź, a następnie przewiozła na statek, gdzie od razu przeniesiono go do pokładowego szpitala.
"Bild" skontaktował się z armatorem, który potwierdził, że na pokładzie doszło do incydentu. Przedstawiciele firmy dodali równocześnie, że wypadek nie miał wpływu na dalsze plany kursu, a statek wraz z pasażerami zgodnie z harmonogramem powinien w środę 8 listopada dotrzeć do portu w Hamburgu.